Blog ten stworzyłem by ukazać wszystkim, że marzenia się spełniają. Nawet te najskrytsze. Chciałbym pokazać wszystkim, że chcieć to móc. Wystarczy tylko odrobina dobrych chęci. Na wszystkie podróże zapracowałem sam na magazynie w Anglii


sobota, 20 stycznia 2018

Listopad/Grudzień 2011 zapowiedź

Po letniej podróży życia musiałem zrobić przymusową przerwę w wyjazdach głównie z powodów finansowych. Zbliżała się jesień czyli najlepsza pora na tanie bilety lotnicze. Postanowiłem więc skorzystać z zaproszenia Jagody która mieszkała wtedy w Ljubljanie. Przy okazji postanowiłem również odwiedzić rodzinę oraz przyjaciół na całym Pomorzu a do Anglii wracałem z lotniska w Wenecji... 

Podróż Życia Podsumowanie

Ostatni dzień był już naprawdę bardzo leniwy. Z jednej strony było mi szkoda wracać do szarej rzeczywistości która czekała na mnie w Anglii ale z drugiej strony byłem już potwornie zmęczony.
Słońce nie dawało a wygraną więc przedłużaliśmy wyjazd z hostelu na lotnisko tak długo jak tylko się dało.
Na lotnisku byliśmy 2h przed odlotem Jagody do Gdańska. Mój samolot do Leeds startował godzinę po jej odlocie. Po pożegnaniu na lotnisku jak dziś pamiętam papierosa którego zapaliłem w specjalnej strefie dla palących na lotnisku w Bergamo. Lot powrotny był bardzo malowniczy ponieważ leciałem nad ośnieżonymi alpejskimi szczytami. W Anglii tradycyjnie przywitały mnie chmury nie tylko te na niebie ale również te które zbierały się nade mną w przenośni będące skutkiem przygody w Barcelonie
Podsumowując pomimo takiego czasu ciągle uznaję ten wyjazd za moją Podróż Życia ponieważ wiele się wtedy nauczyłem. Poznałem się na wielu osobach które uważałem przed wyjazdem za 'przyjaciół' i które pewnie do tej pory myślą że kradzież z Barcelony została przeze mnie zmyślona by usprawiedliwić rzekomą utratę gotówki. Mniejsza o to, chciałbym jeszcze na sam koniec podziękować Jagodzie za towarzystwo podczas podróży  Po powrocie wiedziałem już że muszę przystopować z wyjazdami na jakiś czas by "odkuć" się finansowo po utracie pieniędzy i dokumentów z Barcelony.

Mediolan po raz ostatni

Ostatnim punktem Naszego wyjazdu był Mediolan, jednak nie tak jak dzień wcześniej "w przelocie" a dokładniej i spokojniej. Byliśmy już porządnie zmęczeni całą podróżą, więc ten dzień zaplanowaliśmy na spokojne spacery po najważniejszych miejscach w stolicy Lombardii. Jednak zanim dotarliśmy do Mediolanu musieliśmy dostać się na dworzec kolejowy i stamtąd dopiero do Mediolanu. Bergamo latem można powiedzieć, że w ogóle nie budzi się z letargu. Wtorek, pomimo godziny 11 w mieście było pusto jak w niedzielę rano. Pogoda Nam dopisywała. każdego dnia mieliśmy bezchmurne niebo i temperaturę powyżej 20stopni. Tego dnia nie było inaczej.
Pierwsze kroki ze stacji skierowaliśmy na Piazza Del Duomo. W odróżnieniu od Bergamo, Mediolan tętnił życiem.
Po sesji fotograficznej przy katedrze poszliśmy szukać cienia w Galleria Vittorio Emannuelle gdzie mieszczą się butiki najważniejszych światowych domów mody a także restauracje oraz sklepy z pamiątkami.


Pomimo cudownej architektury i przeszklonego dachu trzeba również patrzeć pod nogi. W pewnym miejscu na mozaice ułożonej na podłodze znajduje się podobizna byka. Zgodnie z legendą należy obrócić się 3 razy o 360 stopni w prawo w miejscu byczych genitaliów by zagwarantować sobie szczęście na całe życie. Być może dzięki temu właśnie bykowi od 7 lat wciąż jestem szczęśliwym człowiekiem.
Byliśmy już niesamowicie zmęczeni. Nadmiar wrażeń, intensywność zwiedzania oraz ciągle palące słońce sprawiły że musieliśmy zrezygnować z części planów i już o 16.00 byliśmy w drodze powrotnej do Bergamo gdzie wybraliśmy się na kawę oraz spacer by podziwiać miasto podczas zachodu słońca.

Na tym zdjęciu doskonale widać zmęczenie ;-)
Wieczór tego dnia spędziliśmy w Hostelu gdzie na balkonie podziwiałem najpiękniejszy widok na świecie




sobota, 28 października 2017

Kolejnego dnia, w sobotę rano wyjechaliśmy z Barcelony do kolejnego miejsca. Było to moje miejsce na ziemi czyli Bergamo. Pamiętam jak dziś moment, kiedy pisałem notatkę do swojego pamiętnika z podróży.
Po lądowaniu w Bergamo pojechaliśmy zameldować się do Bergamo Youth Hostel. Nocując tam spełniłem swoje kolejne marzenie czyli noc w hostelu z widokiem na Citta Alta oraz na Alpy Bergamońskie. 
Wracając do pierwszego dnia w Bergamo, postanowiliśmy z Jagodą zwiedzić Citta Alta. Byliśmy między innymi w głównym kościele na starym mieście czyli Basilica santa Maria Maggiore oraz w muzeum Historii Naturalnej gdzie podziwialiśmy lemury oraz inne wypchane zwierzęta ;-)
Nie ma oczywiście zwiedzania Citta Alta w Bergamo bez spaceru wąskimi uliczkami oraz wzdłuż Vialle Mura i cappucino z papieroskiem w jednej z licznych kawiarni. Tym razem zatrzymaliśmy się przy 26 Via Bartolomeo Colleoni. Pamiętam, że pod wieczór zaczął padać deszcz, więc jednym z kryteriów wyboru kawiarni była możliwość wypicia kawy na zewnątrz. Z ulicy kawiarnia nie wyglądała wyjątkowo, jednak okazało się, że klienci mają do dyspozycji również podwórko gdzie można usiąść pod parasolem by delektować się smakiem włoskiego cappucino. Kolację zjedliśmy w kawiarence przy stacji kolekji łączącej górne i dolne miasto. Dzięki zapiskom z podróży pamiętam, że zjadłem wtedy tosta z mozzarellą oraz oryginalną szynką parmeńską popijając go kieliszkiem Chianti.
 Po powrocie do hostelu nie mogłem wyjść z podziwu dla widoku zza okna. Spędziłem kilkanaście minut na tarasie naszego pokoju zachwycając się widokiem, chciałem spędzić tam jak najwięcej czasu by zapamiętać każdy szczegół tego krajobrazu. Nie zapomnę tego widoku do końca życia. Pomimo sytuacji panującej obecnie w Bergamo mam nadzieję, że kiedyś tam jeszcze wrócę by znów spojrzeć na rozświetlone nocą miasto.
Kolejnego dnia w planie było zwiedzanie Como. Wyruszyliśmy wcześnie bo o 7.30. po pożywnym śniadaniu ruszyliśmy do Mediolanu gdzie musieliśmy przedostać się z Dworca Centrale na stację Milano Porta Galibardi. Będąc w Como chciałem zrobić Jagodzie niespodziankę i zabrać ją w rejs statkiem po malowniczym jeziorze położonym pośród alpejskich szczytów, jednak przykra historia w Barcelonie ograniczyła mój budżet. Rozkoszowaliśmy się przepiękną pogodą. Po takim czasie gdyby nie zdjęcia, ciężko było by mi sobie cokolwiek przypomnieć. Jak przez mgłę pamiętam że odpoczywaliśmy w cieniu drzewa na promenadzie biegnącej wzdłuż brzegu jeziora.



Zmęczeni trwającą już od paru dni wyprawą wróciliśmy do hostelu, ku mojej radości zdążyliśmy wrócić jeszcze przed zachodem słońca co było strzałem w dziesiątkę. Widok zachodzącego słońca z tarasu hostelu w Bergamo to coś, czego nie da się opisać.
Tego wieczora Jagoda była już bardzo zmęczona, więc postanowiłem sam przejść się na spacer po Bergamo nocą co było kolejnym z moich wielkich podróżniczych marzeń. Muszę przyznać, że też byłem już bardzo zmęczony tak intensywnym zwiedzaniem, jednak chęć spaceru po najpiękniejszym mieście świata była silniejsza. Było warto, widok na rozświetlone dolne miasto Bergamo Bassa oraz pełne uroku uliczki nocą wyglądają zupełnie inaczej niż w ciągu dnia. Do tego jeszcze pełnia księżyca...



Ten dzień, tak samo jak poprzedni zakończyłem na tarasie hotelu wpatrując się w panoramę miasta i gór, słuchając Radio 105 Bergamo zapomniałem o całym świecie.

czwartek, 28 września 2017

Po takim czasie nawet nie wiem od czego zacząć, wydarzenia które opisuje miały miejsce 6 lat temu, więc mam na to wszystko trochę inne spojrzenie niż wtedy, na "świeżo". Wracając do rzeczy..
Po zwiedzaniu Monjuic ruszyliśmy  wypłacić pieniądze na dalszą podróż. Po wypłacie poszliśmy do metra aby pojechać dalej. Na stacji Diagonal usłyszałem że jedzie pociąg w naszym kierunku. Powiedziałem więc Jagodzie, biegniemy. Wbieglismy do ostatnich drzwi składu metra. Jagoda przeszła przez nie normalnie, mnie zatrzymał "sztuczny tlum" paru osób które wyrosły z nikąd. Wszystko trwało góra 5 sekund. Wiem, że to mój błąd i że to pośpiech mnie zgubił ponieważ kolejny pociąg metra był za 3min. Moja winą jest również to że po raz pierwszy podczas pobytu w Barcelonie włożyłem portfel ze świeżym zastrzykiem gotówki do kieszeni zamiast do plecaka. Wiem też że powinienem rozłożyć gotówkę i dokumenty w parę miejsc. No ale cóż.. stało się. Straciłem portfel z 200euro, dowodem osobistym oraz innymi dokumentami. Wtedy jeszcze nie wiedziałem że to początki złej passy w moim życiu.
Gdy zorientowałem się co się stało było już za późno. Wysiedliśmy na następnej stacji Verdaguer by pomyśleć co dalej. Pierwsza myśl, gdzie jest posterunek policji aby tam zglosic kradzież. Pytając informatorów w metrze ustaliliśmy że posterunek jest parę przecznic dalej. Na miejscu okazało się że komisariat jest nieczynny w piątki. Uznałem że zgłaszanie sprawy jest bez sensu ( w sezonie w Barcelonie zgłaszanych jest około 2000kradzieży, z czego podejrzewam 70% nie jest zgłaszana). Teraz pojawiła się myśl, muszę wyrobić jakikolwiek dokument by wrócić do domu. Do tego potrzebna jest ambasada. Pytając ludzi na ulicy ustaliliśmy że konsulat jest gdzieś na piazza Catalunya. Skierowaliśmy się tam, w międzyczasie zadzwoniłem do Pauli, argentynki którą poznałem w Dublinie. Jej pomoc była nieoceniona, ustaliła że konsulat jest po drugiej stronie miasta. Paula pracowała wtedy w ambasadzie Argentyny, zadzwoniła do polskiego konsulatu w Barcelonie aby uprzedzić ich ze sie pojawię. Sytuacja była o tyle napięta, że było to piątkowe, popołudnie. Gdybyśmy  nie zdążyli, na nowy paszport tymczasowy musiałbym czekać najprawdopodobniej do poniedziałku. Ruszyliśmy z Jagoda do polskiej ambasady. Korzystając z okazji chciałbym podziękować Jagodzie za pomoc w całej tej sytuacji wtedy Tam, na miejscu. W ambasadzie wszystko trwał o dość szybko. Opłata za nowy paszport tymczasowy, zdjęcie na tle drzwi od toalety i paszport gotowy. Teraz co dalej, wracać do Anglii czy kontynuować podróż. Bilety były już wykupione, noclegi praktycznie opłacone. Dzięki pomocy finansowej od rodziców za pośrednictwem Western Union mogłem kontynuować "podróż życia". Wieczór spędziliśmy na betonowych ławkach przy plaży jedząc Doritoski, afrykańską mieszankę orzeszków oraz pijąc Mojito.

środa, 7 maja 2014

Ostatnie chwile idealnego życia

Gorące, letnie i bezchmurne popołudnie w Barcelonie. Czy można chcieć czegoś więcej? Uważam że nie.
Jednak to popołudnie przebiło moje najśmielsze wyobrażenia.
Zamknij oczy i wyobraź sobie... Jest upalny dzień powyżej 30stopni, bezchmurne niebo, żar leje się z nieba. Znajdujesz miejsce na schodach u podnóża Pałacu Narodowego, siadasz i czujesz na twarzy chłodny powiew bryzy z nad morza Śródziemnego. Przed Tobą panorama rozgrzanej słońcem Barcelony. Daleko w tle góry z klasztorem Tibidabo, opalana słońcem Sagrada Familia oraz głośne i równie rozgrzane Śródmieście stolicy Katalonii. To nie wszystko! U podnóża schodów na których odpoczywasz, hiszpan gra na gitarze spokojną melodię. Ty siedzisz tam w towarzystwie pięknej kobiety. Wszystko to dało połączenie niepowtarzalnego, idealnego popołudnia. Najpiękniejszy moment mojego podróżniczego życia.
Najpiękniejsze chwile muszą się jednak kiedyś skończyć. Zmęczeni upałem ruszyliśmy razem z Jagodą zobaczyć fontannę Cascada i odpocząć od ukropu w przyjemnym Parku Ciutadella oraz w chłodnych, wąskich uliczkach starego miasta. Nadszedł wieczór, zaplanowałem dla nas powrót pod Pałac Narodowy by zobaczyć bezsprzecznie najwspanialszy na świecie pokaz typu "woda światło muzyka" . Mowa tu o magicznej fontannie Monjuic. Latem pokazy odbywają się od czwartku do niedzieli co 30min pomiędzy 21:00 a 23:30. Po za sezonem należy sprawdzić dni i godziny pokazów w Internecie.
Magię fontanny oraz to co czyni ją najwspanialszą fontanną na świecie jest jej ogrom (2600l/minutę), połączenie różnych rodzajów strumieni wody z kolorami oświetlenia i muzyką. Jest to coś co każdy odwiedzający Barcelonę MUSI ZOBACZYĆ!!
Następnego dnia rano powitało nas przepiękne, bezchmurne niebo. Po porannej kawie z rogalikiem przyszła pora na zwiedzanie zamku Monjuic. Po powrocie do centrum mój świat się zawalił.

niedziela, 2 lutego 2014

Barcelona wyjazd 2 Gaudi Day (najpiękniejszy dzień życia) part 2

Teraz przyszła pora na kolejną, chyba najsłynniejszą atrakcję Barcelony związaną z mistrzem architektury. Chodzi o Sagrada Familia (dojazd metrem niebieska linia: stacja Sagrada Familia). Pomimo tego, że odwiedziłem Barcelonę już trzy razy nie miałem póki co okazji by zobaczyć wnętrze świątyni. Głównie z powodu KILOMETROWYCH kolejek. Budowę świątyni będącej kulminacją pracy Gaudiego (projektowanie Sagrady zajęło mu ostatnich 15lat życia) rozpoczęto w 1882 roku! natomiast koniec budowy planuje się na rok 2027! Do czasów współczesnych wzniesiono 8 z zaplanowanych 18 strzelistych wież, mierzących do 170 metrów wysokości. Wieże symbolizują 12 apostołów, 4 ewangelistów, Maryję oraz Jezusa (centralna i najwyższa). Po ukończeniu wieży poświęconej Jezusowi Sagrada Familia stanie się najwyższym kościołem na świecie. Piękno Sagrady to nie tylko rozmiar ale też (a może przede wszystkim) architektura. Cała świątynia najeżona jest niezwykłymi zdobieniami, płaskorzeźbami oraz otworami okiennymi, które pomimo swojej różnorodności wspaniale komponują się w jedną majestatyczną całość. Wraz z Jagodą obeszliśmy całą bazylikę by wychwycić jak najwięcej detali zaprojektowanych przez mistrza Gaudiego. Było niesamowicie gorąco, na szczęście nieopodal świątyni znajduje się park ze stawem po środku, pełen strzelistych palm oraz krzewów dających wytchnienie w czasie upałów na które trafiliśmy podczas naszej sierpniowej wyprawy. Byliśmy tam dokładnie 4.08.2011 o 13:20.. Tak wynika z "zapisków z podróży" które wtedy sporządziłem. Pisałem wtedy: "Siedząc w przyjemnym cieniu drzew przed Sagrada Familia postanowiłem napisać parę słów. Dzisiejszy dzień nie zawodzi jeśli chodzi o pogodę. Jest bardzo gorąco, do tego bezchmurne niebo i architektura Gaudiego. Barcelona jest magicznym miastem."
Zaraz obok świątyni znajduje się mało popularna wśród rzeszy turystów Avinguda Gaudi przy której największą atrakcję stanowią uliczne lampy, rzeźby oraz pomniki zaprojektowane przez mistrzów katalońskiej secesji. Na końcu aleji znajduje się kolejny budynek; jest to szpital św Pawła zaprojektowany przez kolejnego mistrza katalońskiej secesji: Lluisa Domènecha i Montanera. Nadciągała pora obiadowa, musieliśmy więc przemieścić się metrem na drugi koniec miasta w pobliże Placa d'Espanya by po raz kolejny odwiedzić sprawdzoną restauracyjkę o której pisałem przy okazji pierwszego pobytu w Barcelonie: http://wkapciachprzezeurope.blogspot.com/2011/01/barcelona-dzien-4-czesc-1.html#links.  
Po sycącym obiedzie w postaci paelli z owocami morza przyszła pora na (moim zdaniem) najdziwniejszy pomnik jaki kiedykolwiek widziałem. Chodzi o: 

Rzeźbę "Kobieta i ptak".. Długo można zastanawiać się nad tym co autor (Joan Miró) miał na myśli, sam chyba nigdy nie dojdę do rozwiązania tej zagadki. Przy samym Placa d'Espanya znajduje się nowoczesne centrum handlowe Arena, powstałe na miejscu dawnej areny walk byków. Z dachu centrum handlowego rozpościera się niezwykły i godny polecenia widok na cały tętniący życiem plac oraz położony nieopodal Pałac Narodowy.

R

środa, 25 grudnia 2013

Barcelona wyjazd 2 Gaudi day (najpiękniejszy dzień życia)! Part 1

Dzień drugi podróży życia zaplanowałem dla nas zwiedzanie miejsc, które wiążą się z geniuszem architektury jakim był Antonio Gaudi. Pierwszym punktem zaraz po wyjściu na rozgrzane słońcem ulice stolicy Katalonii było oczywiście tradycyjne śniadanie w postaci cappucino z rogalikiem w małej kawiarence przy Carrer d'Aragó (koszt ok 4euro/osobę). Jako że Mediterranean Hostel w którym nocowaliśmy mieści się w samym centrum Barcelony (przypominam 15min pieszo do Piazza Catalunya), mieliśmy rzut kamieniem do pierwszego na naszej trasie arcydzieła mistrza Gaudiego jakim jest Casa Batllo mieszczący się przy Passeig de Gracia. W przeciwieństwie do poprzedniego wyjazdu, tym razem zaplanowałem wizytę w tym miejscu z samego rana aby uniknąć kolejek (był sierpień-środek sezonu turystycznego). Udało się, nie musieliśmy czekać na wejście do środka, a co więcej w kamienicy nie było wcale wielu turystów. Co do kamienicy. Sam jej widok z zewnątrz wywołuje w nas ogromne refleksje nad geniuszem Gaudiego. Elewacja pokryta jest bowiem mozaiką z potłuczonych fragmentów ceramiki oraz niecodziennych płaskorzeźb okalających okna. Wewnątrz Gaudiego widać na każdym kroku: sufit zdobią słynne żyrandole jego pomysłu, w salonie znajduje się wykręcony kominek. W budynku wszystkie drzwi, okna, ściany a nawet balustrady na klatce schodowej są świadectwem geniuszu Antonio Gaudiego. Nawet toalety w budynku są niezwykłe i przepełnione projektami mistrza. Casa Batllo zwiedzaliśmy od parteru w górę, więc na sam koniec został nam dach kamienicy, również udostępniony zwiedzającym. I tu nie mogło zabraknąć świadectw po twórczości mistrza architektury. Na dachu znajdują się bowiem kominy oraz attyka udekorowane płaskorzeźbami które mają kojarzyć się z łuskami smoka: Gaudi w ten sposób chciał nawiązać do św. Jerzego: partona Katalonii. Motyw smoczych łusek jest zresztą jedną z fundamentalnych cech architektury Gaugiego. Zdjęcia Casa Batllo kliknij tutaj. Na zwiedzanie C.B poświęciliśmy około godziny czasu, cena wstępu do budynku to ponad 20 euro. Niby sporo. Ja jednak uważam, że warto wydać tą kwotę chociaż raz aby móc na własne oczy zobaczyć oraz dotknąć dzieła jednego z najwybitniejszych architektów w historii. Dodatkowa rada, zwiedzanie C.B w sezonie po godzinie 12 jest bez sensu, ponieważ większość czasu stracimy w kolejce a odbiór prawdziwej sztuki utrudni nam tłok i hałas.
Drugim miejscem związanym z mistrzem Gaudim na naszej trasie był Park Guell, (wstęp bezpłatny) znajdujący się w północno-zachodniej części miasta (dojazd metrem zielona linia przystanek Lesseps). Dojazd oraz dojście do samego parku zajęły nam mniej więcej godzinę. Około 11 na miejscu była ogromna rzesza turystów. Park Guell jest kolejnym niesamowitym dziełem Antoniego Gaudiego. Tym, co przyciąga największe rzesze turystów jest rozpropagowana salamandra z mozaiki będąca (zaraz po Sagrada Familia) ikoną twórczości Gaudiego oraz budynek w którym mieszkał i rozpoczął prace projektowe nad dziełem swojego życia: Sagrada Familia. Pomimo tłoku udało nam się sfotografować na tle salamandry, teraz mogliśmy przejść wyżej na taras, z którego roztacza się przepiękny widok na Barcelonę. Taras ten otoczony jest niezwykłą, bo podejrzewam że najdłuższą półkolistą ławką na świecie. Aby móc podziwiać Barcelonę w jeszcze piękniejszej krasie wspięliśmy się na najwyższy punkt widokowy znajdujący się w parku. Tak pięknej Barcelony nie widziałem nigdy. Było bardzo gorąco, bezchmurne niebo. Prawdziwe katalońskie lato w Barcelonie! Pomimo ukropu lejącego się z nieba wiedziałem, że to będzie najpiękniejszy dzień mojego życia. Odrobinę chłodu mogliśmy znaleźć w specjalnie zaprojektowanych i wyrzeźbionych skalnych korytarzach ale największą ulgę przyniosło nam Gazpacho z miętą oraz lodem, które znaleźliśmy w restauracyjce nieopodal parku.

niedziela, 22 grudnia 2013

Barcelona wyjazd 2, dzień 1. 3.08.2011

Podróż życia rozpocząłem na trasie Wakefield- Leedst. Tym razem nie byłem sam, więc wraz z współtowarzyszką przed wyjazdem na samo lotnisko po drodze zajrzeliśmy na tradycyjne południowoeuropejskie śniadanie w kawiarni Starbucks mieszczącej się przy głównym deptaku w Leeds (tradycyjne południowoeuropejskie śniadanie naszej tradycji oznacza rogalika nadziewanego czekoladą oraz cappucino). Cappucino w Starbucks w centrum Leeds smakowało jak zawsze, a nawet odrobinę lepiej przez okoliczności w których je piłem... Sierpniowe przedpołudnie tuż przed wylotem do Hiszpanii i Włoch z piękną kobietą. Czego chcieć więcej?
Na lotnisko Leeds Bradford dotarliśmy bez większych problemów. Teraz już tylko odprawa i lot!
Niesamowicie podekscytowany oraz mega szczęśliwy nie mogłem doczekać się chwili kiedy znów odetchnę śródziemnomorskim powietrzem. Na lotnisku El Prat wylądowaliśmy przed godziną 18. Dość sprawnie dotarliśmy do centrum miasta. Teraz czekał nas krótki spacer z przystanku autobusowego na Piazza Catalunya do hostelu Mediterranean znajdującego się przy stacji metra Giron. My jednak zamiast przejazdu metrem wybraliśmy 15minutowy spacer. W hostelu Mediterranean nocowałem już po raz drugi i o ile po pierwszym pobycie rok wcześniej poleciłbym to miejsce każdemu tak tym razem było kompletnie inaczej. Jeszcze w Anglii (tnąc koszty) zarezerwowałem 2 łóżka w pokoju 6osobowym, po przyjeździe nie spodziewałem się że dostaniemy pokój bez okna, a co za tym idzie bez dostępu do światła słonecznego! Dostęp do świeżego powietrza w nocy mieliśmy zapewniony jedynie przez nadzwyczaj głośną klimatyzację, która wyziębiała pokój do drakońskich temperatur. Po załatwieniu spraw związanych z meldunkiem oraz wymianą walut przyszła pora na właściwy początek urlopu. Ruszyliśmy więc na spacer głównym deptakiem "Ramblas" w kierunku portu. Wciąż nie mogłem nacieszyć się tym wieczorem, który spędziliśmy nie spiesząc się, siedząc na trawie nieopodal portu jachtowego oraz na plaży Barcelonetta. Na plaży wypiliśmy warzone w Barcelonie piwo Estrella, lekka bryza po gorącym dniu, chłodne piwo, szum Morza Śródziemnego... Czy można chcieć czegoś więcej?

sobota, 21 grudnia 2013

Podróż życia! Wakefield-York-BARCELONA (ESP) - BERGAMO (IT) - Wakefield. Początek

Zaraz, gdy tylko rozpocząłem planowanie wielkiej wyprawy do Barcelony oraz Bergamo, byłem pewny że będzie to podróż która jak żadna inna zmieni moje życie. Tak też było w rzeczywistości. W najgorszych snach nie przypuszczałem, że los może potoczyć się w ten sposób... Może to było moje przeznaczenie i kara, za to że chciałem zbyt wiele w bardzo krótkim czasie? Oceńcie sami...
      Plan podróży na tej trasie zakwitł w mojej głowie zaraz po powrocie z pierwszej wycieczki do Włoch, kiedy pomyślałem, że wspaniałą rzeczą byłaby podróż pomiędzy dwoma przepięknymi miastami jakimi są Barcelona i Bergamo. Nie pamiętam również jak to się stało że nie pojechałem na południe Europy sam, towarzyszyła mi bowiem, również doświadczona podróżniczka z Trójmiasta którą poznałem parę lat wcześniej. Trochę niepotrzebnie na 2 tygodnie przed lotem do Barcy poleciałem do Amsterdamu tracąc pieniądze które były mi tak potrzebne wtedy w Hiszpanii, ale widocznie tak miało być...
     Był początek sierpnia 2011, nie myślałem już wtedy o niczym innym jak tylko o wyprawie, która zaczynała się lada dzień. Początkiem urlopu był dla mnie wyjazd na lotnisko po przyjaciółkę z którą następnego dnia mieliśmy jechać do pięknego Yorku, oddalonego ok 40km od Wakefield w którym wtedy mieszkałem. Przyjechała ona do mnie w czasie gdy, moja sytuacja mieszkaniowa nie była najlepsza, ponieważ dzieliłem wtedy pokój z osobą, która była w ciężkiej sytuacji... Ja naiwny zgodziłem się jej wtedy pomóc... Tuż przed przylotem przyjaciółki z Polski. Taki już jestem...
Zaraz po odebraniu koleżanki z lotniska ruszyliśmy do Wakefield. Bardzo zależało mi na tym by pokazać jej Wakefield z jak najlepszej strony. Tego wieczora czekał nas jeszcze powitalny grill oraz impreza w najlepszym klubie w Wakefield czyli w Havanie. Jedynym co teraz pamiętam z tego wieczoru jest jagodowy Breezer... oraz wielkie sprzątanie przydomowego angielskiego ogródka, by było gdzie świętować. Kolejnego dnia pojechaliśmy we dwoje do Yorku.
York, jak już wspominałem jest miastem oddalonym o 40km na północ od Wakefield. Jest stolicą hrabstwa North Yorkshire, w którym znajdziemy unikalną architekturę. W bardzo dobrym stanie zachowały się tutaj mury obronne okalające średniowieczny gród oraz budynki znajdujące się w centrum. W Yorku znajduje się również The Shambles, najstarsza istniejąca ulica w Europie (pierwsze wzmianki z 1100roku! ). Jedną z flagowych atrakcji miasta jest również największe na świecie muzeum kolejnictwa: National Railway Museum (wstęp bezpłatny!). W Yorku spędziliśmy zaledwie parę popołudniowych niedzielnych godzin spacerując grzbietem murów obronnych oraz błądząc uliczkami w centrum. Zależało mi na tej jednodniowej wycieczce, ponieważ chciałem pokazać w jak pięknej okolicy przyszło mi wtedy mieszkać. Jednak kac po imprezie na której byliśmy dzień wcześniej oraz zwiedzanie to dwie wykluczające sie "atrakcje".