Blog ten stworzyłem by ukazać wszystkim, że marzenia się spełniają. Nawet te najskrytsze. Chciałbym pokazać wszystkim, że chcieć to móc. Wystarczy tylko odrobina dobrych chęci. Na wszystkie podróże zapracowałem sam na magazynie w Anglii


niedziela, 8 grudnia 2013

Iamsterdam

Około dwóch tygodni po jednodniowej wycieczke do Dublina ruszyłem do Amsterdamu. Po upływie ponad 2lat uważam że nie powinienem był jechać wtedy do stolicy Holandii. Bylo to zbyt dużo biorąc pod uwagę to, że niecały miesiąc po Amsterdamie leciałem do Barcelony oraz Bergamo w "Podróż życia" która rzeczywiście zmieniła całe moje dotychczasowe życie. Nie jestem asertywny, wiem. Dlatego dałem namówić się Piotrkowi (współlokator z Anglii) na wyjazd w jego urodziny na początku lipca. Powinienem wtedy odkładać pieniądze na Barcę i Bergamo a nie tracić fundusze w Holandii. All about money!
Holandia rzeczywiście jest taka jak o niej mówią: wszędzie woda, trawa i wiatraki! Lecieliśmy samolotem linii Jet2 z Leeds Bradford do jednego z największych lotnisk świata: Amsterdam Schiphol. Statystyki mają pełne odzwierciedlenie w rzeczywistości. Port posiada 6 pasów startowych na których co parę minut lądują samoloty z całego świata, co roku lotnisko odwiedza ok 50.000.000 pasażerów! Kołowanie samolotu z najbardziej oddalonego pasa startowego pod terminal zajmuje ok 10minut.
Po przybyciu do strefy przylotów musieliśmy znaleźć stację kolejową, co biorąc pod uwagę ogrom lotniska było nielada wyzwaniem. Po paru minutach znalazłem drogę i tak koleją (za 4,5Euro) dojechaliśmy do centrum. Pierwszego dnia w Niderlandach nocleg mieliśmy zaplanowany w polskim hotelu pracowniczym w Hoorn na północ od Amsterdamu. Jako, że było dopiero południe postanowiliśmy więc przespacerować się "Damrak" czyli głównym deptakiem w centrum miasta. Architektura Amsterdamu jest niesamowicie podobna do architektury starego Gdańska, ponieważ obydwa miejsca łączy epoka powstania oraz styl: manieryzm niderlandzki.
Podczas spaceru chcieliśmy znaleźć najlepszy coffeshop, by spróbować lokalnego, legalnego specjału jakim jest marihuana. Znaleźliśmy przytulny, położony nad brzegiem kanału Ricks Cafe, gdzie spokojnie i bez pośpiechu zapaliliśmy Amnezję.. Póki siedziałem w przyjemnym pełnym dymu i muzyki miejscu czułem się wspaniale, lecz po wyjściu i zderzeniu z głośnym i pełnym turystów wielkim miastem zacząłem czuć się nieswojo. Mimo tego sprawnie dotarliśmy z powrotem na dworzec, gdzie złapaliśmy autobus nr 113 do Hoorn. Hoorn, to małe miasteczko leżące 40km na północ od Amsterdamu nad sztucznym jeziorem Markermeer.
Następnego dnia rano wraz z Piotrkiem i jego znajomą ruszyliśmy na spacer po tym uroczym miasteczku. Swój urok zawdzięcza ono przystani jachtowej, budynkom leżącym nad wodą oraz w centrum. W południe bylismy w drodze powrotnej do Amsterdamu. Krajobrazy za oknem były wręcz książkowe: płaski jak stół teren poprzecinany kanałami. Prosto z dworca autobusowego udaliśmy się do metra, którym czekała nas ponad półgodzinna podróż linią 51 do hostelu Amsterdam Bos. Hostel, a właściwie osrodek z bungalowami ustawionymi w lesie z węzłem sanitarnym po środku położony jest daleko od centrum co rekompensuje nam cena. Aby dostać się na miejsce należy dojechać metrem do stacji Sacharovlaan a następnie przejść ok 15minut na północny zachód. Gdy wróciliśmy do centrum Piotrek kontynuował zwiedzanie coffeshop'ów ja znalazłam wypożyczalnię rowerów. Znalazłem tam stary, stylowy holenderski rower i ruszyłem na przejażdżkę przez centrum. Spełniało się wtedy moje największe rowerowe marzenie. Zgodnie z tym co słyszymy, Amsterdam jest prawdziwym rajem dla rowerzystów. Jeżdżąc wzdłuż kanałów oraz obok słynnego napisu Iamsterdam byłem szczęśliwy a uśmiech nie opuszczał mojej twarzy. Wieczorem wróciliśmy do hostelu po cieplejsze rzeczy aby kontynuować zwiedzanie miasta nocą. Palenie Amnezji po zmroku, nad brzegiem kanału... Niezwykłe doświadczenie! Palenie marihuany na ulicach Amsterdamu nie jest niczym niezwykłym. Pełno jest tu coffeshop'ów pełnych zwyczajnych ludzi: od biznesmenów po lokalnych artystów.
Ostatniego dnia musieliśmy wstać bardzo wcześnie rano, by zdążyć na poranny samolot do Leeds. Droga powrotna na lotnisko oraz ogarnięcie się i znalezienie właściwej bramki nie stanowiło dla mnie wielkiego problemu. Tak skończyła się moja holenderska wyprawa... 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz