Blog ten stworzyłem by ukazać wszystkim, że marzenia się spełniają. Nawet te najskrytsze. Chciałbym pokazać wszystkim, że chcieć to móc. Wystarczy tylko odrobina dobrych chęci. Na wszystkie podróże zapracowałem sam na magazynie w Anglii


sobota, 23 kwietnia 2011

Pierwsze dni w Anglii były ciężkie... Mieszkałem u legendarnego Pana Mirka, który to wyjechał po mnie na lotnisko do Leeds. Przez pierwsze dni w Anglii co prawda miałem pracę, lecz na telefon. Co oznacza, że nie mogłem być pewny że następnego dnia pójdę do pracy. Samotność w Anglii nie trwała jednak długo. 5.03 spotkałem się z Paulą, moją najlepszą przyjaciółką mieszkającą w Anglii. 2 tygodnie później do Anglii przyjechała Kasia Grzybicka by świętować swoje urodziny. Bilety dla niej znalazłem miesiąc wcześniej na stronie Ryanair (50zł za bilety tam i z powrotem). Po Kasię wyjechałem na lotnisko do Leeds, skąd wróciliśmy autobusem National Express do Wakefield, gdzie niezwłocznie udaliśmy się na imprezę do Buzz Baru. Cały weekend spędziliśmy na imprezach w klubach w Wakefield. Kasia wracała do Polski w poniedziałek. Oczywiście jak przystało na Siemka Turystę pojechałem z nią na lotnisko. Po miesiącu w Anglii dostałem shift'a w piekarni: czyli pomimo że pracuję przez agencję (Solutions) mam swój konkretny grafik i wiem kiedy pójdę do pracy. 8.04 podjąłem decyzję aby spełnić drugie największe marzenie mojego życia: kupiłem bilety na lot z Liverpoolu do Bergamo oraz z powrotem za 59 funtów. Tydzień później zakupiłem bilety na lot do Polski. Musiałem wrócić do ojczyzny na 2 dni, ponieważ w gryfickim biurze paszportowym czekał na mnie do odbioru dokument uprawniający mnie do odwiedzenia wszystkich krajów świata.

czwartek, 21 kwietnia 2011

styczeń-marzec 2011

Po zakończeniu szwedzkiej wyprawy czekał mnie powrót do szarej polskiej rzeczywistości... W styczniu byłem już zdecydowany, że zakończę studia i przeniosę się na stałe do Wielkiej Brytanii. Wiele osób pyta mnie dlaczego to zrobiłem: teraz odpowiadam. Najważniejszym powodem mojego wyjazdu były pieniądze, a w zasadzie ich brak. Równie ważny był nieodpowiedni wybór studiów. Idąc na Geodezję i Kartografię na Politechnice Gdańskiej miałem nadzieję, że w miarę upływu czasu matematyka (w której nigdy nie byłem orłem) stanie się mi bliższa. Okazało się inaczej. Matematyka pokonała mnie na wszystkich frontach: 3/60 ten łączny wynik z dwóch kolokwiów mówi sam za siebie, w końcu nie jestem umysłem ścisłym. Jestem Geografem:) Za ostatnie oszczędności kupiłem bilet lotniczy do UK na 4.03.2011. Do tego czasu spotkałem się jeszcze z Kasią (pamiętna impreza pożegnalna, z którą szybko się rozstałem), Weroniką, Natalią oraz innymi ważnymi osobami. Zdążyłem również pojechać Cytrynką w odwiedziny do wujka Jana który przebywał wtedy w Dębnie Lubuskim. Z wyjazdem do wujka wiąże się również krótka wyprawa do Kostrzyna nad Odrą. Krótki spacer mostem na niemiecką stronę oraz po "wirtualnym" kostrzyńskim starym mieście. Wirtualnym, ponieważ istnieje ono tylko na mapie. W rzeczywistości znajdują się tam jedynie bardzo słabo zachowane ruiny zamku oraz kamienic. Szczerze mówiąc wygląda to jak zaniedbane nieużytki. Trzeba przyznac, mury obronne twierdzy Kostrzyn prezentują się wspaniale. Z korony murów rozpościera się wspaniały widok na rzekę Odrę oraz na niemiecką stronę. Jeśli tylko władze miasta solidnie wezmą się za renowację (a właściwie odbudowę) starego miasta to będzie ono jedną ze wspanialszych atrakcji turystycznych w Polsce. Serdecznie polecam spacer na punkt widokowy na rzekę Odrę. Podczas naszej jednodniowej wyprawy (do Dębna pojechałem razem z rodzicami oraz z siostrą) widzieliśmy również rozległe pola na których odbywa się Przystanek Woodstock. Po powrocie do domu musiałem pakować się do Anglii. W kolejny etap mojej wielkiej podróży (którą zacząłem w 3kl gimnazjum) wyruszyłem  4 marca...

niedziela, 17 kwietnia 2011

pożegnanie z krajem marzeń...

Ostatniego dnia w Szwecji obudziliśmy się bardzo wcześnie. Pomimo to za oknem było już jasno. Samolot mieliśmy o 13 z oddalonego o 100km od Sztokholmu lotniska Nykoping Skavsta. Aby móc spokojnie ze wszystkim zdążyć umówiliśmy się z Panią Hanną na godzinę 11. Na zwiedzenie Starego miasta i Gondolen mieliśmy ok 5godzin. Pierwszym celem tego niedzielnego, deszczowego poranka było dla nas Gondolen skąd mogliśmy całkowicie za darmo "rozkoszować" się panoramą na północny Sztokholm (gdyby tylko nie ta mgła i chmury!) Następnie mieliśmy wybrać się na stare miasto. Pojechaliśmy tam jednak przez T-Centralen, gdyż okazało się, że Weronika potrzebuje odwiedzić sklep z pamiątkami przy T-Centralen. Stąd na stare miasto jest już tylko parę kroków. Przechadzając się wąskimi, urokliwymi uliczkami Gammla byłem najszczęśliwszym człowiekiem na Ziemi (byłem w miejscu o którym marzyłem całe życie z dwiema wspaniałymi przyjaciółkami). Na starym mieście prócz rozkoszowania się szwedzką architekturą mieliśmy również jeszcze jedno zadanie. Znaleźć krasnala ukrywającego się na dziedzińcu jednej z kamienic Gammla. Niestety, nie udało się nam go znaleźć... Co prawda to prawda nie udało nam się nawet wejść na dziedziniec żadnej z kamienic, ale próbowaliśmy:)  Spacerując bez celu znaleźiśmy się na placu obok muzeum Nobla. Po zachodniej stronie placu znajdowało się to, czego cały czas szukałem (wcześniej dziwnym trafem nie zauważyłem). Chodzi o kamienicę ze wspaniałą czerwoną fasadą. Nie wiem dlaczego, sztokholmskie stare miasto nie mogło by dla mnie istnieć bez czerwonej kamienicy położonej przy placu Stortorget tak jak Gdańska nie wyobrażam sobie bez ulicy Kaletniczej. Po szybkiej sesji fotograficznej musieliśmy opuścić moją Mekkę i udać się na Norsborg... W drodze powrotnej byłem niesamowicie smutny i jednocześnie zawiedziony. Smutny: ponieważ widmo powrotu do Polski było co raz wyraźniejsze a zawiedziony, ponieważ oczekiwałem od Sztokholmu czegoś więcej... może oczekiwałem zbyt wiele? Lecz pisząc to czuję ogromną tęsknotę za tym miastem za Szwecją oraz za osobami z którymi tam byłem... Wracając do drogi powrotnej.. idąc do mieszkania Pani Hanny po drodze postanowiliśmy zajść jeszcze do sklepu aby kupić niesamowicie słodkie czekoladki oraz żelki na drogę do Polski.  Po zakupach zgodnie z planem (a nawet odrobinę wcześniej) wróciliśmy do domu. Szybkie pakowanie, ostatnia kromka słodkiego chleba ze słonym masełkiem na pożegnanie i w drogę na lotnisko. Jadąc autostradą pogoda znacznie się pogorszyła. Szwecja żegnała nas ulewą. przed godziną 12 znaleźliśmy się na lotnisku. W tym miejscu chcielibyśmy razem z Natalią i Weroniką najserdeczniej jak tylko możemy podziękować Pani Hannie za prawdziwie polską gościnność. Wracając do lotniska... Po pożegnaniu nadszedł czas na kontrolę bezpieczeństwa. I tu, muszę przyznać popisałem się niesamowicie:)  zapomniałem, że masło które kupiliśmy nie może być przewożone w bagażu podręcznym (wiecie... masło w moim bagażu na pewno było ładunkiem wybuchowym) tak więc (o ile dobrze pamiętam) 40koron szwedzkich za 2 masła wylądowało w koszu na śmieci. W strefie odlotów zaskoczyły mnie budki, w których jak się okazało można było palić. Skavsta była pierwszym lotniskiem na którym spotkałem się z czymś tak pożytecznym. Wielu zestresowanych podróżników potrzebuje czasem zapalić ze zdenerwowania. My jednak szybko ustawiliśmy się w kolejce do naszego samolotu linii Wizzair. Nim się obejrzeliśmy jak wylądowaliśmy w Gdańsku gdzie przyjechał po nas Cytrynką kolega Damian którego również pozdrawiam. Po krótkim ogarnięciu się w domu dziewczyny pojechały dalej do Słupska a ja zostałem ze wspomnieniami z najwspanialszego kraju świata!

sobota, 16 kwietnia 2011

Sztokholm: dzień 2

Powoli zaczynam mieć zaległości w pisaniu. Jest to spowodowane pracą a co przez to idzie brakiem natchnienia do pisania:) . Chciałbym dokończyć opisywać wspaniałą podróż do Szwecji nim przejdę do opisania tego co się działo dalej (a działo się, działo!). Ostatni wpis skończyłem na momencie w którym razem z Natalią i Weroniką byliśmy w drodze do Muzeum miasta o którym pisałem już wcześniej. Do owego muzeum dojechaliśmy około 16, więc mieliśmy godzinę by zwiedzić ten wspaniały gmach. Podczas zwiedzania natrafiliśmy na skansen tradycyjnego szwedzkiego mieszkania. Najbardziej zaciekawiła nas sypialnia. Była ona przeznaczona dla prawdziwego ascety. W maleńkim pokoiku znajdowało się jedynie drewniane łóżko, mały taborecik oraz dzbanuszek na świeżą wodę. Inną ekspozycją, która zainteresowała Natalię była „klasa w szwedzkiej szkole”. Na wyposażeniu klasy znajdują się niezwykle ciasne ławki, katedra oraz biurko dla nauczyciela. Jest to sala lekcyjna w szkole podstawowej, więc na ścianach wiszą obrazki pomagające w nauce języka szwedzkiego, geografii Szwecji. Nasze największe zainteresowanie wzbudziły jednak wypreparowane zwierzęta. Wychodząc natrafiliśmy na pamiątkową księgę, w której wpisaliśmy się. Gdy wrócę do Sztokholmu znajdę nasz wpis! Podsumowując: jeśli będziecie kiedyś w Sztokholmie, gorąco polecam odwiedziny muzeum miasta mieszczącego się obok stacji Slussen, obok Gondolen. Będąc przy Gondolen nie mogliśmy przegapić okazji aby wejść na górę i zobaczyć panoramę miasta. Po krótkich rozważaniach, czy aby na pewno można tam wejść byliśmy już na tarasie widokowym. Widok był niesamowity. Nawet pomimo mgły, która okryła Wenecję północy. Z Gondolen (centrum handlowe oraz hotel) pojechaliśmy na krótki spacer na Gamla Stan. Jednak było nam strasznie zimno, więc postanowiliśmy wrócić na Norsborg. Na Norsborg czekała na nas Pani Hanna, która ugościła nas chipsami oraz lodami a następnie zaproponowała nam wycieczkę do centrum handlowego oraz po okolicy. Jako, że było to sobotnie późne popołudnie sklepy w Hallunda Centrum były już zamknięte, za wyjątkiem supersamu spożywczego, gdzie zakupiliśmy masło, słodycze oraz chleb. Chciałem wtedy zakupić również mój ulubiony napój alkoholowy jakim jest Cider Rekorderlig, lecz jedyna siec sklepów w których można znaleźć alkohole zamykana jest bardzo wcześnie. Następnie Pani Hanna zabrała nas pod malowniczy, mały kościółek, który widzieliśmy z autostrady „Botkyrka Kyrka”. Po krótkim spacerku Pani Hanna zabrała nas aby zobaczyc szkołę w której uczy się jej córka. Droga osiedlowa, którą jechalśmy była kompletnie inna od polskiej odpowiedniczki. W Szwecji drogi osiedlowe posiadają kładki oraz tunele dla pieszych i rowerzystów! Dotarliśmy do szkoły. A właściwe do kompleksu kilkunastu budynków w których odbywają się zajęcia lekcyjne. W Szwecji to nie klasa przychodzi do nauczyciela, a nauczyciel przychodzi do klasy! Pomiędzy budynkami poszczególnych klas oraz budynków gospodarczych nie ma łączników, więc dzieci przechodzą np. z klasy na stołówkę przez dziedziniec szkoły. Po powrocie do domu wykonaliśmy wspólnie pamiątkowe fotografie (niestety nie udało nam się namówić Pani Hanny do pamiątkowego zdjęcia). Po rozmowie na temat życia w Szwecji położyliśmy się spać. Wtedy, zaczęła do mnie powoli dochodzić myśl, że Szwedzka wycieczka zbliża się ku końcowi...

czwartek, 14 kwietnia 2011

Sztokholm: dzień 2: Zamek, Muzeum Narodowe, Kaknastornet

Po wejściu na Kungliga Slottet (Zamek Królewski) zakupiliśmy łączony bilet w cenie 70koron, by móc zwiedzić zarówno Museum Tre Kronor (które jest pamiątką po twierdzy która istniała w tym miejscu przed wybudowaniem zamku) oraz Apartamenty Królewskie, jednak jak się później dowiedzieliśmy w dniu naszego pobytu w Szwecji apartamenty były nieczynne! Po zwiedzeniu Muzeum Tre Kronor w którym szczerze mówiąc nie było nic ciekawego przeszliśmy na wystawę pamiątek po ślubie Jej Królewskiej Wysokości Księżniczki Wiktorii z Jego Wysokością Księciem Danielem. Jedyne co zwróciło moją uwagę na tej wystawie był wspaniały wystrój sali oraz bardzo bogato zdobiona porcelana wykonana specjalnie z okazji ślubu. Lekko zawiedzeni (ale przynajmniej ogrzani) podziwialiśmy widok na Ridarhusset roztaczający się z tarasu widokowego przy zamku. Kolejnym punktem wyprawy było Muzeum Narodowe, gdzie bardzo chciałem zobaczyć pamiątki pochodzące z okresu potopu szwedzkiego. W drodze do muzeum zatrzymaliśmy się na tarasie zamku z którego roztaczał się widok na całą bajecznie wyglądającą Helgeandsholmen (wyspa na której znajduje się budynek Parlamentu Szwedzkiego). Po wykonaniu paru zdjęć ruszyliśmy do muzeum. Gmach muzeum jest chyba (zaraz po zamku królewskim) najlepiej chronionym miejscem w Szwecji, ponieważ aby dostać się do sal wystawowych trzeba najpierw zostawić w szatni wszelkiego rodzaju plecaki, aparaty, kurtki oraz płaszcze. Bilet wejściowy kosztował nas po 80koron za osobę (nie licząc 10 SEK za wieszak na kurtki). Były to chyba najlepiej wydane pieniądze w stolicy Szwecji. Wystawy z poszczególnych okresów historii kraju były naprawdę bogate. Najciekawsza moim zdaniem była wystawa opowiadająca o sztuce współczesnej Szwecji. Jak wiadomo sztuka współczesna budzi bardzo mieszane uczucia, tak było i tym razem. Co może mieć wspólnego ze sztuką wiertarka, krzesło lub maszyna do szycia?! W każdym bądź razie... Na kolejnych piętrach muzeum podziwialiśmy obrazy Rembrandt'a, Rubensa, Goya, Renoir'a, Degas'a oraz Gauguin'a. Z powodu ograniczonego czasu mogliśmy jedynie przebiec przez ten ogromny gmach nie zastanawiając się nad przekazem dzieł znajdujących się w muzeum. Po duchowej uczcie jakiej doznaliśmy oglądając obrazy wspomnianych już wcześniej twórców nadszedł czas na niespodziankę którą szykowałem Natalii i Weronice. Aby dostac się pod Kaknastornet musieliśmy dojechac autobusem nr 69. po długim oczekiwaniu nadjechał autobus, dziewczyny do samego końca nie wiedziały co za niespodziankę zaplanowałem. Dowiedziały się o tym dopiero pod samą wieżą. Jednak jak to niekiedy bywa niespodzianka nie udała się, ponieważ cena wejścia na wieżę była wyższa niż ta, którą znalazłem w internecie (bilet kosztował 40koron!). Z powodu ograniczonego budżetu dziewczyny zaproponowały abym pojechał sam. Dziękuję wam! Niechętnie pojechałem sam windą na szczyt 155m wieży. Podróż na górę była niezwykle krótka (około minuty). Widok na szczycie trzeba przyznać, był niesamowity. Początkowo obszedłem całe piętro restauracji, gdzie przeciskając się pomiędzy goścmi jedzącymi niesamowicie drogie potrawy fotografowałem widoki. Następnie przeszedłem piętro wyżej, na odsłonięty taras. Było bardzo wietrznie i zimno, na szczycie byłem sam. Chcąc wrócic jak najszybciej do dziewczyn zrobiłem zdjęcia i wróciłem na dół. Do centrum dostaliśmy się równie szybko jak dojechaliśmy na miejsce. Teraz naszym celem było po raz kolejny niezwykłe muzeum miasta do którego dostaliśmy się autobusem oraz metrem (z przesiadką na T-Centralen gdzie natknęliśmy się na pokojową manifestację mniejszości tureckiej). 

poniedziałek, 4 kwietnia 2011

Sztokholm: dzień 2 Vasa Museet

Drugiego dnia naszego pobytu w stolicy Szwecji ruszyliśmy wcześnie, aby zdążyć zwiedzić jak najwięcej. Pierwszym, bardzo ciekawym miejscem był plac przy Sergels Torg. Plac ten jest ścisłym sercem miasta. W jednym miejscu znajduje się bowiem Dworzec T-Centralen (stacja kolejowa, autobusowa oraz metro ) przy placu mieści się Kulturhuset (teatr, biblioteka, galeria sztuki). W centralnym punkcie placu znajduje się wieża Sergels Torg. Sergels Torg jest to wysoka, wąska oraz kanciasta wieża. Pod rondem, które powstało dookoła wieży znajduje się centrum handlowe. Na placu znajdującym się na poziomie stacji metra oraz wejścia do centrum handlowego bardzo często odbywają się różnego rodzaju manifestacje, wystąpienia oraz protesty, czego byliśmy świadkiem po południu. Lecz rano Sergels Torg było jedynie naszym węzłem przesiadkowym z metra do tramwaju, którym dojechaliśmy do Muzeum statku Vasa. Podróż tramwajem była bardzo szybka i wygodna. Wysiedliśmy na przystanku Nordiska Museet skąd do muzeum statku Vasa mieliśmy 5minut drogi piechotą. Przed wejściem byliśmy równo o 10.00. W kasie nabyliśmy bilety studenckie za 80 koron (40zł). Zaraz po wejściu do gmachu przypominającego wielki statek, naszym oczom ukazał się jedyny w pełni zachowany (a zarazem największy) XVII wieczny okręt wojenny. Pierwszym co rzuca się w oczy jest niesamowity ogrom galeonu. Oglądając poszczególne poziomy muzeum nie mogliśmy wyjść z podziwu w jaki sposób tak dawno temu ówcześni budowniczowie stworzyli statek o długości blisko 70metrów. Vasa miał być najważniejszym galeonem biorącym udział w potopie szwedzkim, jednak błędy konstrukcyjne oraz zbyt duża ilość amunicji spowodowały że statek zatonął zaraz po wypłynięciu z portu. Statek został zachowany w 95%, ponieważ przez prawie 350lat znajdował się pod powierzchnią wody która zakonserwowała drewno. Zwiedzając muzeum naszą uwagę zwrócił ogromny żagiel statku, rekonstrukcje twarzy marynarzy oraz pierścień Vice Admirała Erika Jonnson'a Kramer'a (jedyny złoty przedmiot znaleziony na całym statku!). Obejście muzeum Vasa zajęło nam ponad godzinę, jednak to zdecydowanie za mało czasu na zwiedzenie tego obiektu. My chcąc zobaczyć większość sztokholmskich atrakcji musieliśmy zwiedzać szybko i konkretnie. Podczas planowania podróży na Djurgarten chciałem zabrać dziewczyny do Aquaria vattenmuseet gdzie znajdują się okazy flory i fauny z mórz i oceanów całego świata, lecz z powodu braku czasu oraz ograniczonych finansów musiałem zrezygnować z tego pomysłu. O 12.15 na dziedzińcu Kungliga Slottet odbywała się uroczysta zmiana warty straży królewskiej. W drodze na dziedziniec zamku zatrzymaliśmy się na krótkie zakupy w sklepie z pamiątkami mieszczącym się przy Drottninggatan gdzie kupiliśmy koszulki reklamujące Stockholm (koszt 40koron) oraz parę innych gadżetów. Po zakupach dotarliśmy na dziedziniec, gdzie znajdowało się już parę osób. Jak się później okazało przyszliśmy tam trochę za wcześnie. Wyobraźcie sobie blisko półgodzinne stanie w miejscu na skandynawskim mrozie. Zmiana warty rozpoczęła się chwilę po godzinie 12. Całą zmianę warty komentował w języku szwedzkim oraz angielskim jeden z żołnierzy. Przejściu żołnierzy towarzyszył dźwięk małego bębenka oraz trąbki. Po 20 minutach obserwowania tego co dzieje się na placu (to co się tam działo możecie zobaczyć tutaj) zziębnięci postanowiliśmy nie czekać do końca i wejść do muzeum w Zamku Królewskim.