Blog ten stworzyłem by ukazać wszystkim, że marzenia się spełniają. Nawet te najskrytsze. Chciałbym pokazać wszystkim, że chcieć to móc. Wystarczy tylko odrobina dobrych chęci. Na wszystkie podróże zapracowałem sam na magazynie w Anglii


środa, 26 stycznia 2011

Southport + Walia

Kolejną godną opisania podróżą, którą odbyłem na Wyspach Brytyjskich był wyjazd na weekend do mojej kuzynki w Southport niedaleko Liverpoolu. Swoją podróż rozpocząłem w sobotę z samego rana. Do Southport podróżowałem pociągiem z Wakefield przez Leeds oraz Manchester. W Manchesterze miałem około 2godziny na zwiedzanie miasta. Jako że Manchester nie jest małym miastem, to postanowiłem jedynie musnąć tego klimatu tego miasta. Zdążyłem jedynie przespacerować się deptakiem w centrum, zobaczyć arkady handlowe oraz Beetham Tower czyli najwyższy budynek w mieście. Ograniczony przez upływający czas mogłem jedynie zobaczyć z daleka słynne Manchester Eye oraz gmach muzeum miejskiego. Podróż kontynuowałem ze starej, zabytkowej Victoria Station strasznie głośnym pociągiem relacji Manchester Victoria - Southport. W nadmorskim kurorcie jakim jest niewątpliwie Southport przywitała mnie kuzynka Beata. Po dotarciu do jej mieszkania oraz po zjedzeniu brytyjskiego śniadania (mowa o fasolce, jajecznicy, toście i parówkach) wyruszyliśmy na plażę oraz na molo. Po drodze spotkaliśmy pomnik polskich żołnierzy oraz ogromny monument ku czci Królowej. Następnie udaliśmy się na molo, na końcu którego rozpościerał się wspaniały widok na morze Irlandzkie w czasie odpływu. Na końcu molo nie mogliśmy przegapić okazji, by uwiecznić tą chwilę na kilku fotografiach. Następnie udaliśmy się na plażę, by przespacerować się po terenach na których za niecałe 12godzin będą 2 metry wody. Zmierzając w stronę Victoria Park spacerowaliśmy razem promenadą nadmorską wspominając czasy młodości spędzone w Nowogardzie. Zawędrowaliśmy do celu naszego spaceru, gdzie doświadczyliśmy kaprysów brytyjskiej aury. Byliśmy świadkami przerwania przez deszcz arcyciekawego meczu w bule. Na skutek nasilających się opadów deszczu postanowiliśmy wrócić do domu, by zjeść obiad. Wieczorem we trójkę razem z kuzynką oraz jej partnerem udaliśmy się nad morze, by zobaczyć przypływ. Zgodnie z opisami, które słyszałem na temat tego zjawiska morze dążyło w naszą stronę bardzo szybko. Niesamowicie nocą prezentuje się łuna światła nad Blackpool oddalonym w linii prostej od Southport o 15 km (jako, że oba miasta leżą po przeciwnych stronach zatoki, lądem dystans ten wynosi 60km) Po powrocie do domu szybko udaliśmy się spać, ponieważ w niedzielę czekała nas długa podróż do Walii. W podróż do Walii udaliśmy się samochodem należącym do Pawła, chłopaka mojej kuzynki. Jadąc na miejsce ustaliliśmy, że jedziemy zdobyć najwyższą walijską górę; Mount Snowdon (1085m.n.p.m.). w drodze na miejsce nie mogłem się nadziwić pięknym krajobrazom oraz napisom w języku walijskim. Na miejsce dotarliśmy ok 14.00. krótka przerwa w celu obmyślenia strategii i ruszamy w górę! U podnóża góry pogoda była przepiękna, lecz po przejściu połowy dystansu na szczyt pogoda gwałtownie zaczęła się zmieniać. Wszystko rozpoczęło się od nadejścia chmury oraz mgły, widoczność była ograniczona do 100m. Następnie podczas bliskiego spotkania z owcami zaczął padać deszcz. Góra zaczęła stawiać nam co raz większe wymagania. Trawiaste zbocza zamieniły się w mokre od deszczu, a przez to bardzo śliskie skały. Przed decydującym podejściem spotkaliśmy dwoje brytyjskich zdobywców gór. Po krótkiej rozmowie zmobilizowani ruszyliśmy na sam szczyt, który cali przemoknięci zdobyliśmy po ponad 2godzinach. Na samym szczycie, dzięki fatalnej pogodzie nie było widać kompletnie nic. Temperatura znacznie różniła się od tej u podnóża, więc po krótkiej przerwie posileni kanapkami oraz pączkami rozpoczęliśmy gorszą część naszej wyprawy: zejście z góry. O ile na szczyt wejście było stosunkowo łatwe, tak schodzenie po mokrych skałach wymagało od nas ogromnej uwagi. Na szczęście zeszliśmy z góry cali i zdrowi. Do auta powróciliśmy około godziny 17. Następnie postanowiliśmy wybrać się jeszcze na wodospad Pistyll Rhaeadr, który jest najwyższym wodospadem o jednym progu w całej Anglii. Jednak podróż do tego miejsca nie należała do najprzyjemniejszych. Wszystko przez bardzo wąskie walijskie drogi, na których z trudem mieścił się jeden większy samochód. Sam wodospad zrobił na nas ogromne wrażenie. Szum wody, spadającej z wysokości 80m oraz śpiew ptaków pośród otaczającego to miejsce lasu był niezwykły. Po sesji fotograficznej u stóp tego magicznego miejsca musieliśmy niestety wracać, ponieważ czekała nas długa droga powrotna. Zmęczeni i szczęśliwi dotarliśmy z powrotem do Southport późnym wieczorem. Następnego dnia musiałem niestety wracać z samego rana do pracy do Wakefield.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz