Blog ten stworzyłem by ukazać wszystkim, że marzenia się spełniają. Nawet te najskrytsze. Chciałbym pokazać wszystkim, że chcieć to móc. Wystarczy tylko odrobina dobrych chęci. Na wszystkie podróże zapracowałem sam na magazynie w Anglii


środa, 26 stycznia 2011

Barcelona dzień 2


20.09, czyli 2 dnia pobytu w Hiszpanii obchodziłem 19 urodziny, więc postanowiłem wcześnie wstać, by wykorzystać ten dzień maksymalnie. Wstałem około 7.00 i co mnie zdziwiło, w pokoju nie było już nikogo! Dzień rozpocząłem od zjedzenia jednego z polskich pasztetów, które kupiłem w Anglii. Po krótkim i szybkim śniadaniu ruszyłem oglądać oryginalne miasto jakim jest niewątpliwie Barcelona. Nie wiem czy wiecie, ale całe centrum miasta składa się z ulic przecinających się pod kątem prostym tworzących siec kwadratów. Fasady mijanych przeze mnie budynków reprezentowały starą hiszpańską architekturę oraz nowoczesny modernizm. W przeciwieństwie do tego co widzimy na ulicach polskich miast, tutaj stare oraz nowe budownictwo zostało ze sobą połączone w zachwycający sposób. Gdy dotarłem do Piazza Catalunya byłem nieco zdziwiony, ponieważ plac był pusty. Jedynie na przeciwległym końcu widziałem rzekę ludzi wypływającą ze stacji metra, która kierowała się na Ramblas. Ja w przeciwieństwie do tłumu zjechałem ruchomymi schodami pod ziemię gdzie w przeciwieństwie do powierzchni było pełno ludzi. Pod powierzchnią znalazłem punkt informacji turystycznej, gdzie kupiłem bilet na mecz piłki nożnej FC Barcelona – Sporting Gijon, następnie ruszyłem na stację kolejki podziemnej. Metrem chciałem się dostać do pobliskiej Baladony, leżącej na Costa Brava. Podróż do ostatniej stacji metra Baladona – Pompeu Fabra zajęła mi około 30 minut. W Baladonie postanowiłem czym prędzej dostać się na plażę, by odbyć spacer wzdłuż morza Śródziemnego. Kąpiel w morzu była niestety nie na miejscu, ponieważ zbierało się na deszcz. Po dotarciu do 4 kilometrowej promenady wiodącej równolegle do torów kolejowych oraz plaży postanowiłem poprosić pewnego starszego Hiszpana o zdjęcie. Prośba w języku angielskim nie została niestety przez niego zrozumiana, więc musiałem się z nim porozumieć w uniwersalnym języku: na migi. Następnie przeszedłem tunelem pod torami kolejowymi i doznałem szoku.
Na wprost mnie stała cytrynka, identyczna do mojej! (cytrynka- Citroen AX) dokładnie taki sam model, biała, bez tylnej wycieraczki. Byłem wtedy tak przejęty, że zapomniałem o tym, by ją sfotografować. Po dotarciu do plaży postanowiłem włączyć telefon, by skontaktować się z rodzicami. Zadzwoniłem wtedy również do mojej przyjaciółki by opowiedzieć jej, że u mnie wszystko w porządku. Przez resztę wyprawy mój telefon był wyłączony. Muszę przyznać, że czas w którym mogłem sobie pozwolić na nie używanie zegarka oraz wyłączenie telefonu był najlepszym czasem w moim życiu. Mogłem dzięki temu odizolować się i zapomnieć o wszystkich problemach, które zostały w Polsce oraz w Anglii. Serdecznie polecam wypoczynek bez internetu telefonu i zegarka! Wracając do plaży w Baladonie, spotkałem na niej starsze niemieckie małżeństwo. Słysząc język niemiecki postanowiłem poprosić ich o fotografię. Po wykonaniu zdjęcia przez Panią Christine postanowiłem uciąć sobie z nią pogawędkę. Dowiedziałem się, że do Barcelony tak jak ja przyjechała dzień wcześniej, lecz w przeciwieństwie do mnie jej wyprawa do stolicy Katalonii nie była szczęśliwa ponieważ została okradziona na dworcu kolejowym. Było mi jej żal, ponieważ straciła wszystkie swoje dokumenty. Z tego miejsca chciałbym uprzedzić wszystkich podróżujących do Barcelony. Uważajcie na kieszonkowców! Ja podczas swojego pobytu również miałem wątpliwą przyjemność doświadczenia na własnej skórze próby kradzieży. Lecz o tym później. Po rozstaniu z niemcami szedłem na północ wzdłuż plaży. Po drodze obserwowałem z uwagą elewacje domów znajdujących się przy promenadzie. Domy te były o niezwykłe, ponieważ bardzo mocno zaznaczał się w nich styl arabski. Bardzo ciekawie wyglądały również kombinacje wąskich od frontu kamieniczek, które znacznie różniły się wysokością. Muszę przyznać, że wyglądało to dosyć ciekawie. Wracałem już promenadą, ponieważ zaczęło padać i mogłem się ukryć przed deszczem pod dachem jednej z kamieniczek.
Po przeczekaniu deszczu postanowiłem przespacerować się na kamienny falochron, gdzie para Pakistańczyków z największą przyjemnością sfotografowała mnie na tle Costa Brava. Jako że było już prawie południe postanowiłem coś zjeść. W tym celu wybrałem się do centrum Baladony, gdzie znalazłem sympatycznie wyglądający bar Tapas „Can Teixido”. Gdy zająłem miejsce zaraz podeszła do mnie cudownie wyglądająca młoda hiszpanka, którą poprosiłem aby podała mi tradycyjne hiszpańskie Tapas. Po ok 5minutach otrzymałem od niej talerzyk pełen świeżych oliwek oraz filiżankę czekolady. Czekolada którą dostałem wydawała mi się nadzwyczaj słodka i nic w tym dziwnego, ponieważ Hiszpanie są mistrzami jeśli chodzi o gorącą czekoladę. połączenie nadzwyczaj słodkiej czekolady i słonych oliwek może wydawać się dziwne, lecz smakuje wyjątkowo. Zwłaszcza w Hiszpanii! Powinienem wspomnieć jeszcze o cenie wspomnianego Tapas, która wynosiła zaledwie 5euro!!Po opuszczeniu Baladony udałem się do miasta, by zobaczyć najsłynniejszy zabytek Barcelony. Mowa oczywiście o Sagrada Familia. Przybliżę nieco historię tego wspaniałego kościoła osobom, które słyszą o nim po raz pierwszy. Sagrada Familia to największy kościół w Barcelonie. Został zaprojektowany przez niezwykłego artystę: Antonio Gaudiego. Budowa kościoła rozpoczęła się w 1882 roku i trwa do dzisiaj. Budowa trwa tak długo, ponieważ założeniem Gaudiego było to, by bazylika z każdej strony miała zupełnie inny wygląd. Aby tego dokonać Gaudi zaprojektował niesamowitą ilość niepowtarzalnych detali architektonicznych co zajęło mu 15lat, przez ten okres niestety nie zdążył on ukończyć całego projektu, ponieważ cały czas wprowadzał on nowe założenia. Niestety nie zwiedziłem od środka tej zachwycającej swoim ogromem oraz wyglądem świątyni, ponieważ w kolejce na wejście musiałbym spędzić około godziny, a wstęp to koszt 15 euro! Po dokładnym przyjrzeniu się każdej z fasad świątyni postanowiłem odpocząć w pobliskim parku w cieniu egzotycznych palm. Spod Sagrada Familia wybrałem się na spacer wąskimi uliczkami Barri Gotic (starego miasta). Do centrum dzielnicy dotarłem metrem wysiadając na stacji Jaume I.
Zwiedzanie rozpocząłem od północnej części starówki, gdzie próżno można szukać turystów. Mogłem dzięki temu zobaczyć, jak żyją ludzie w prawdziwej Barcelonie.Spacerując pomiędzy małymi sklepikami na parterach lekko zaniedbanych kamienic które dzieliła uliczka o szerokości nie większej niż 3metry oraz przepiękne, czerwone kwiaty w donicach przed każdym oknem sprawiły, że poczułem się jak prawdziwy Hiszpan. Dla porównania wybrałem się również do reprezentacyjnej części Barri Gotic. Tam wszystko wyglądało bardzo podobnie, tyle że było tu znacznie więcej ludzi a zamiast sklepików wszędzie znajdowały się sklepy z pamiątkami. Na centralnym placu starego miasta przy którym znajduje się katedra bardzo ciekawie wygląda połączenie średniowiecznych murów z nowoczesnym szkłem oraz tworzywem sztuczny. Hiszpanie są mistrzami łączenia starszej architektury z nowoczesnością. Do wieczora intensywnie zwiedzałem stare miasto spacerując wąskimi uliczkami, byłem między innymi na uroczym Placa Reial na którym w rzędach rosły wspaniałe palmy, byłem przy muzeum czekolady (museum la xocolata) lecz nie odwiedziłem tego miejsca z powodu ceny, która wynosiła 20euro. Wieczorem, jako że był to dzień moich urodzin wybrałem się z Jenna na imprezę do najlepszego klubu w mieście jakim jest RAZZMATAZZ. Muzyka serwowana przez miejscowych Dj'ów była niesamowita, w pełni oddawała śródziemnomorski klimat tego miejsca. Do tego ludzie, którzy bawią się zupełnie inaczej niż w Polsce. Tego nie da się opisać. Tam trzeba być! Po imprezie wróciliśmy metrem do hostelu. 19 urodziny pozostaną zapewne na długo najlepszym dniem mojego życia.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz