Blog ten stworzyłem by ukazać wszystkim, że marzenia się spełniają. Nawet te najskrytsze. Chciałbym pokazać wszystkim, że chcieć to móc. Wystarczy tylko odrobina dobrych chęci. Na wszystkie podróże zapracowałem sam na magazynie w Anglii


sobota, 30 listopada 2013

Dublin!

Jeśli teraz zapytałbym każdego z was, co sądzisz o piwie Guinness? 90% osób które znają tę markę powiedziałaby, że piwo to jest gorzkie i niedobre. Ja sam przed wizytą w jedynym browarze warzacym Guinnessa sądziłem to samo. Wizyta w Guiness Storehouse, gdzie na własne oczy można zobaczyć każdy etap produkcji najsłynniejszego, ciemnego piwa świata zmienia na zawsze doznania płynące z picia tegoż trunku.
Każdy etap jest ściśle określony przez tradycję, która na przestrzeni lat doprowadziła gorycz Guinnessa do perfekcji. Najlepiej Guiness smakuje oczywiście w miejscu gdzie powstaje. W pijalni Guinessa mieszczącej się na dachu browaru można rozkoszować sie smakiem piwa podziwiając przy tym panoramę Dublina oraz okolicznych gór. Piwo zaraz po nalaniu do kufla musi odstać 2minuty aby się wyklarowało. Zmienia ono wtedy kolor z szarobrązowego na czarny z białą pianką. Podawane obowiązkowo w temperaturze 6stopni, by zachować najlepsze walory smakowe. Pinta Guinessa w Dublinie zmieniła moje postrzeganie na smak tego piwa. Pełen goryczy, zawsze będzie mi się kojarzył z Dublinem i Irlandią.
Lekko podchmielony postanowiłem przespacerować się do Phoenix Park. Największego ogrodzonego parku miejskiego w Europie (ciekawostka: mieszkają tu stada dzikich jeleniowatych danieli). W Phoenix Park chciałem symbolicznie zrobić sobie zdjęcie w najdalej na zachód wysuniętym punkcie który dotychczas odwiedziłem. Podczas krótkiego odpoczynku obok Wellington Monument, podeszła do mnie kobieta, prosząc bym zrobił jej zdjęcie. Była to również samotnie zwiedzająca Europę Argentynka mieszkająca w Hiszpanii. Polak mieszkający w Anglii i Argentynka mieszkająca w Hiszpanii spacerują razem po stolicy Irlandii: international! Jako, że nie miałem żadnych konkretnych planów poszliśmy razem do Klimainham Gaol - dawnego więzienia politycznego w którym przetrzymywano a nastepnie stracono przywódców Powstania Wielkanocnego. Pomimo że powstanie stłumione przez Brytyjczyków (którzy panowali wtedy nad Irlandią) dało początek prawdziwiej walki o niepodległość kraju. Gdyby nie Paula, pewnie nigdy nie poznałbym tej karty historii narodu irlandzkiego. Po spacerze wokól muzeum sztuki Paula chciała teraz odwiedzić Guiness Storehouse. Ja niestety musiałem iść już powoli w stronę przystanku autobusu 747 na lotnisko, więc musielismy rozstać się pod bramą browaru. Podczas spaceru dowiedziałem się, że Paula pochodzi z Buenos Aires a w Hiszpanii pracuje w konsulacie Argentyny, dzięki czemu pomogła mi w najgorszym momencie mojego życia (o tym niebawem). Jej podróż po Irlandii była o wiele ciekawsza od mojej, ponieważ po 2dniach w Dublinie jechała jeszcze do stolicy irlandzkiego folku czyli Killkeny oraz Limerick skąd wracała do Hiszpanii.
Ja natomiast spacerem dotarłem do O'Connell Street (główna ulica Dublina) skąd miałem powrotny bus na lotnisko.
"Miasto jest na swój sposób
urocze i niezwykłe.
Czas mija mi tu przyjemnie
(łagodny morski klimat, dużo zieleni)"
te słowa napisalem w moich rękopisach z podróży, popijając Guinessa w Gravity Bar.
Tak też zapamiętam Dublin, nie jako wielką stolicę kraju a jako przyjemne miasto wielkości Leeds czy Szczecina.
Podczas każdej podróży czuję jakbym przenosił się do innej rzeczywistości, tak było i tym razem. Teraz znów czekał mnie powrót do szarej codzienności.
Podczas lądowania w Leeds (tam każde lądowanie jest wyjątkowe), drodze powrotnej samolot dostał podmuchu bocznego wiatru co przechyliło maszynę na lewy bok i dostarczyło niecodziennych wrażeń wszystkim pasażerom. Pilot na szczęście w porę zareagował i szybko posadził maszynę, a właściwie uderzył o pas startowy.
Na sam koniec zdanie, które uslyszalem od Pauli i zapamiętam je na zawsze: Podróże to najrozsądniejsza inwestycja: inwestycja w siebie!

niedziela, 17 listopada 2013

Dea-maidin Baile Átha Cliath!

Miesiąc później postanowiłem zobaczyć kolejny kraj. Tym razem padło na sąsiednią wyspę: Irlandię i stolicę kraju: Baile Átha Cliath zwaną potocznie Dublin. Dzięki bliskości Dublina, z lotniska Leeds-Bradford linie lotnicze Ryanair oferują dziennie aż 2 połączenia. Pomyślałem, idealna okazja na jednodniową wycieczkę! Bilet na promocyjny lot tam i z powrotem wyniósł mnie około 20euro. Z Leeds wystartowałem o 6:20. Tak jak się spodziewałem, samolotem leciało niecałe 50 osób, to nic w porównaniu z trasami Polska-Anglia-Polska czy też Anglia-Hiszpania-Anglia. Nie ma co się jednak dziwić, gdyż był to środek tygodnia. W Irlandii zamierzałem spędzić 10godzin. Po nieco ponad 40 minutowym locie byłem już na lotnisku w Dublinie, które zaskoczyło mnie swoim rozmiarem. Składający się z dwóch terminali port lotniczy jest główną bazą największych linii lotniczych w Europie: Ryanair, kursują stąd samoloty do większości ważnych portów w Europie oraz do największych lotnisk USA i Bliskiego Wschodu.
Do centrum jechałem autobusem Dublin Air Link (koszt 10euro), który zawiózł mnie do samego centrum na główną ulicę miasta: O'Connell Street. Nieopodal słynnej dublinskiej iglicy postanowiłem coś zjeść w barze szybkiej obsługi Supermacs, który oferuje żywnosc typu Mc Donalds oraz tradycyjne wyspiarskie english breakfast czy fish and chips. Za niecałe 5euro najadłem się do syta tradycyjnym british breakfast składającym się ze smażonego jajka, bekonu, tostów, fasolki oraz pomidorów. Zamawiając śniadanie pierwszy raz miałem kontakt z irlandzkim akcentem, który pomimo bliskości brytanii bardziej przypomina amerykańską niż brytyjską odmianę angielskiego. Jednak co charakterystyczne dla tegoż akcentu to każde "aj" wymawiane jest jak "oj".
Na pierwszy rzut oka, Dublin wydaje się być (i w istocie jest) średnim europejskim miastem. Nie przypomina on innych zachodnioeuropejskich stolic takich jak Londyn czy Paryż.
Architektura tego miasta to dla mnie połączenie tradycji z nowoczesnością. Zabytkowe budowle mieszczące najważniejsze państwowe urzędy sąsiadują z gmachami ze szkła i metalu. Na dublińskiej ulicy bardzo, bardzo ciężko jest usłyszeć prawdziwy, dźwięczny i trudny język irlandzki. Wycofuje się go z powszechnego użycia ze względu na wszechobecną globalizację języka angielskiego. Spacer po Baile Átha Cliath kontynuowałem dalej na południe za rzeką Liffey do Náisiúnta na hÉireann tj Galerii Narodowej, skąd kontynuowałem spacer wzdłuż rzeki w stronę starego miasta. Na starym mieście nie sposób nie usłyszeć ani nie zobaczyć ukwieconego Temple Bar, w którym muzyka na żywo gra cały czas (nawet przed 12:00!). Spacer kontynuowałem jednak dalej na zachód do najważniejszego miejsca na turystycznej mapie Dublina czyli  browaru Guiness. Czarnego, wyjątkowego piwa znanego i cenionego na całym świecie od Oceanii przez Europę do Ameryki. W drodze natknąłem się również na polski kościół... 

sobota, 2 listopada 2013

Najgorszy powrót

Powrót z przepięknego Bergamo do Wakefield był i nadal jest jednym z moich najgorszych życiowych doświadczeń. Nauczyłem się, że nie wolno planować wycieczek w ten sposób.
    Przez dezorganizację na lotnisku Orio (zmiana nr bramki w ostatniej chwili) samolot wyleciał z kilkudziesięcio minutowym opóźnieniem. Byłem zaniepokojony, ponieważ ostatni autobus do Liverpool South Parkway Station miałem zaledwie 20min po planowanym lądowaniu.
Samolot wylądował z 10minutowym opóźnieniem. Teraz jeszcze kontrola paszportowa. Gdy zobaczyłem tą kolejkę, wiedziałem że nie zdążę. Jedyną opcją która mi pozostała była taksówka. Za kurs do stacji kolejowej zapłaciłem 10funtów. Kierowca wiozący mnie na miejsce nie bardzo chciał wierzyć w to, że o tej porze cokolwiek odjeżdża z tej stacji. Sam zaczynałem w to wątpić... Po przyjeździe okazało się, że stacja jest zamknięta na 4spusty. Nie wiedziałem co robić, było zimno, dojazd taksówką do centrum to koszt ok 50funtów (środek nocy). Nagle zobaczyłem pracownika ochrony zmierzającego w moją stronę, otworzył drzwi. Zapytałem czy pociag którym chcę jechać istnieje, twierdząco kiwnął głową i oznajmił abym się pospieszył ponieważ mam tylko parę minut. Kasy biletowe były zamknięte (jak cała stacja) więc musiałem kupić bilet w pociągu. Jednak jak to często w Anglii bywa konduktor nie pojawił się, więc tą podróż dostałem gratis (wiadomo, szczęściarz).
    W centrum miasta byłem po północy. Chciałem spędzić nadchodzące 2.5godziny w dworcowej poczekalni, jednak Liverpool Lime Street Station jest zamykana pomiędzy 1:00 a 3:30. Czekały mnie więc najdłuższe 2.5godziny w zimnym, deszczowym Liverpoolu. Była to sobotnia noc, więc mogłem liczyć na otwarte placówki restauracji typu fast food. Znalazłem Burger King'a, gdzie zamówiłem burgera, jednak okazało się że nocą obowiązuje jedynie obsługa "na wynos". Zjadłem siedząc na ławce na zewnątrz w centrum handlowym Liverpool One, za dnia ciężko jest tędy przejść nie wspominając już o znalezieniu wolnej ławki. Teraz jednak było kompletnie pusto nie licząc paru pijanych imprezowiczów. Przed kolejną falą deszczu schowałem się na 26 stanowisku stacji autobusowej Liverpool One Bus St. Do tej chwili pamiętam tę pustkę, zimno oraz deszcz uderzający o szyby przystanku. Pogody ducha dodawały mi jedynie wspomnienia gorąca którego zaznałem we Włoszech, w szczególności z paru chwil spędzonych po obiedzie na schodach przed katedrą w Mediolanie.
    Pociąg do Manchesteru na który wykupiłem bilet przed lotem do Italii odjechał o czasie. Tak samo jak "nocny poimprezowy" pociag Manchester-Leeds.
W Leeds byłem tak jak zakładałem, parę minut po 5rano. Jeszcze krótka, 10minutowa podróż do Wakefield i będę na Manor Road!
Dotarłem cały, zdrowy, cholernie zmęczony ale jednocześnie przeszczesliwy.

piątek, 1 listopada 2013

Włochy, podsumowanie

To, co najbardziej zaskoczyło mnie w północnej części Włoch to różnice pomiędzy mieszkańcami Mediolanu a resztą. Spacerując po stolicy Lombardii odniosłem wrażenie, że wszyscy tu są strasznymi snobami (coś na wzór Warszawy). Natomiast mieszkańcy mniejszych miasteczek typu Bergamo są otwarci oraz uprzejmi. Jesli chodzi o ceny, również polecam Bergamo. Za produkt tej samej wartości płacisz 2razy więcej tylko dlatego że jesteś w Mediolanie. Mediolan to miasto, które warto zobaczyć chociaż raz, ale wracać warto jedynie do Bergamo.
     Mogę w 100% zagwarantować, że każdy kto przyjedzie tu chociaż raz, napewno będzie chciał tu wrócić!
Tak na koniec... Na lotnisku Orio obiecałem sobie, że jeszcze tu wrócę, zajęło mi to 3miesiące.

Bergamo 2

Rozkoszując się chwilą, w której spełnia się kolejne wielkie marzenie spacerowałem wzdłuż murów w stronę bramy Porta di S. Agostino. Widoki w tym miejscu były, są i będą dla mnie bezcenne. Wtedy pojawiło się w mojej głowie kolejne marzenie związane z tym miejscem. By zobaczyć panoramę miasta nocą. Czekałem na to jedynie pół roku. Jedynie, ponieważ na przyjazd tu zbierałem się ostatnich 6lat.
     Postanowiłem teraz wejść na najwyższy punkt Citta Alta, by jeszcze pełniej móc podziwiać to piękne miasto. Miejscem tym jest Torre della Rocca. 23-metrowa fortyfikacja jest idealnym punktem widokowym, bowiem roztacza się z niej panorama na Citta Bassa, Citta Alta oraz Alpy Bergamońskie. Każdy odwiedzający Bergamo, Ba! Każdy odwiedzający Północne Włochy nie może przegapić tego miejsca.
   Było już wczesne popołudnie, pora obiadowa. Skoro jadłem już prawdziwe włoskie spaghetti, teraz przyszła pora na kolejne danie kuchni włoskiej czyli na lasagne. Na górnym mieście znalazłem sympatycznie wyglądającą restaurację Donizetti, znajdującą się przy drodze pomiędzy stacją Funicolare a Piazza Vecchia. Właśnie tam postanowiłem zjeść swoją pierwszą w życiu lasagne, w której to zakochałem się od pierwszego kęsa. Lecz nim ją zamówiłem zdążyłem  pozytywnie zaskoczyć się cenami. W Bergamo jest 2razy taniej niż w pobliskim Mediolanie! Za smaczny, sporej wielkości obiad w postaci lasagnii oraz lampki lokalnego wina (produkowane z winogron rosnących na stokach Citta Alta) z przystawkami w postaci pieczywa zapłaciłem niecałe 20euro. W Mediolanie podobna przyjemność to ok 40 euro.
    W Bergamo wyjątkowe są nie tylko ceny, ale również życzliwość ludzi. Wszyscy na ulicach są uśmiechnięci oraz życzliwi w przeciwieństwie do mediolańczyków, których cechuje snobizm.
    W Bergamo również ciężko znaleźć tłumy turystów, ponieważ 90% osób odwiedzających Północne Włochy pędzi jedynie autostradą lub superszybkim pociągiem z Mediolanu do Wenecji, nie zauważając tej perły na mapie Włoch. Ale może to i lepiej...
    Drugą część mojego pobytu w Bergamo spędziłem w Citta Bassa, spacerując głównym deptakiem vialle XX Septembre- aleją 20 września. Nazwa głównego deptaku potwierdza tylko, że to miasto jest mi pisane ponieważ 20 września to dzień moich urodzin ;) Dolne miasto zdecydowanie różni się klimatem od starówki, wyraźnie czuć tu nowoczesność. Wielkimi krokami zbliżała się pora powrotu do Anglii.Na lotnisko Orio el Serio jechałem z ogromnym smutkiem.