Blog ten stworzyłem by ukazać wszystkim, że marzenia się spełniają. Nawet te najskrytsze. Chciałbym pokazać wszystkim, że chcieć to móc. Wystarczy tylko odrobina dobrych chęci. Na wszystkie podróże zapracowałem sam na magazynie w Anglii


niedziela, 17 listopada 2013

Dea-maidin Baile Átha Cliath!

Miesiąc później postanowiłem zobaczyć kolejny kraj. Tym razem padło na sąsiednią wyspę: Irlandię i stolicę kraju: Baile Átha Cliath zwaną potocznie Dublin. Dzięki bliskości Dublina, z lotniska Leeds-Bradford linie lotnicze Ryanair oferują dziennie aż 2 połączenia. Pomyślałem, idealna okazja na jednodniową wycieczkę! Bilet na promocyjny lot tam i z powrotem wyniósł mnie około 20euro. Z Leeds wystartowałem o 6:20. Tak jak się spodziewałem, samolotem leciało niecałe 50 osób, to nic w porównaniu z trasami Polska-Anglia-Polska czy też Anglia-Hiszpania-Anglia. Nie ma co się jednak dziwić, gdyż był to środek tygodnia. W Irlandii zamierzałem spędzić 10godzin. Po nieco ponad 40 minutowym locie byłem już na lotnisku w Dublinie, które zaskoczyło mnie swoim rozmiarem. Składający się z dwóch terminali port lotniczy jest główną bazą największych linii lotniczych w Europie: Ryanair, kursują stąd samoloty do większości ważnych portów w Europie oraz do największych lotnisk USA i Bliskiego Wschodu.
Do centrum jechałem autobusem Dublin Air Link (koszt 10euro), który zawiózł mnie do samego centrum na główną ulicę miasta: O'Connell Street. Nieopodal słynnej dublinskiej iglicy postanowiłem coś zjeść w barze szybkiej obsługi Supermacs, który oferuje żywnosc typu Mc Donalds oraz tradycyjne wyspiarskie english breakfast czy fish and chips. Za niecałe 5euro najadłem się do syta tradycyjnym british breakfast składającym się ze smażonego jajka, bekonu, tostów, fasolki oraz pomidorów. Zamawiając śniadanie pierwszy raz miałem kontakt z irlandzkim akcentem, który pomimo bliskości brytanii bardziej przypomina amerykańską niż brytyjską odmianę angielskiego. Jednak co charakterystyczne dla tegoż akcentu to każde "aj" wymawiane jest jak "oj".
Na pierwszy rzut oka, Dublin wydaje się być (i w istocie jest) średnim europejskim miastem. Nie przypomina on innych zachodnioeuropejskich stolic takich jak Londyn czy Paryż.
Architektura tego miasta to dla mnie połączenie tradycji z nowoczesnością. Zabytkowe budowle mieszczące najważniejsze państwowe urzędy sąsiadują z gmachami ze szkła i metalu. Na dublińskiej ulicy bardzo, bardzo ciężko jest usłyszeć prawdziwy, dźwięczny i trudny język irlandzki. Wycofuje się go z powszechnego użycia ze względu na wszechobecną globalizację języka angielskiego. Spacer po Baile Átha Cliath kontynuowałem dalej na południe za rzeką Liffey do Náisiúnta na hÉireann tj Galerii Narodowej, skąd kontynuowałem spacer wzdłuż rzeki w stronę starego miasta. Na starym mieście nie sposób nie usłyszeć ani nie zobaczyć ukwieconego Temple Bar, w którym muzyka na żywo gra cały czas (nawet przed 12:00!). Spacer kontynuowałem jednak dalej na zachód do najważniejszego miejsca na turystycznej mapie Dublina czyli  browaru Guiness. Czarnego, wyjątkowego piwa znanego i cenionego na całym świecie od Oceanii przez Europę do Ameryki. W drodze natknąłem się również na polski kościół... 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz