Blog ten stworzyłem by ukazać wszystkim, że marzenia się spełniają. Nawet te najskrytsze. Chciałbym pokazać wszystkim, że chcieć to móc. Wystarczy tylko odrobina dobrych chęci. Na wszystkie podróże zapracowałem sam na magazynie w Anglii


środa, 26 stycznia 2011

wakacje, rajd rowerowy Berlin-Kraków


Pomiędzy 1 a 2 klasą liceum postanowiłem zwiedzić okolice Rumii rowerem. Odbyłem wtedy samotne całodniowe wyprawy na Hel, do Jastarni, Krynicy Morskiej oraz do Kościerzyny. Otrzymałem również zaproszenie na rajd rowerowy z Rumii do Kętrzyna wraz z Gosią, Martą, klerykiem Bartkiem, Andrzejem, Pawłem, Marcinem „Zegarem” oraz Maćkiem „Chudym”, których tam poznałem. Pierwszy etap naszej podróży przebiegał z Rumii do Gdańska Oruni, gdzie nocleg mieliśmy zapewniony w budynku plebanii. Etap 2 przebiegał z Gdańska do Kątów Rybackich. podczas tego etapu postanowiliśmy zatrzymać się w Muzeum Obozu Koncentracyjnego w Sztutowie gdzie oddaliśmy cześć zabitym tam polakom. Po dotarciu do mety etapu postanowiliśmy pójść na pobliską plażę, by rozpalić ognisko i wykapać się w morzu. Bałtyk o północy wydaje się znacznie bardziej cieplejszy niż za dnia! Po powrocie z plaży ułożyliśmy się razem z wszędobylskimi pająkami do snu na salce plebanii w Kątach Rybackich. Etap 3 przebiegał z Kątów do Elbląga. Spełniłem wtedy swoje pierwsze małe marzenie, było nim odwiedzenie tego miasta. Nie pytajcie mnie skąd to marzenie, bo teraz już tego dokładnie nie pamiętam. Być może wydawało mi się, że jest Elbląg jest bardzo podobny do Słupska, co po części okazało się prawdą. 4 Etap przebiegał na trasie z Elbląga do Ornety, gdzie nocowaliśmy na podłodze w zakonie sióstr katarzynek. Następnego dnia wyspani i wypoczęci (za wyjątkiem Gosi, która pożegnała nas o 5:30) wyruszyliśmy na trasę do Jezioran. W Jezioranach przywitał nas proboszcz i jedna wielka pajęczyna na świetlicy środowiskowej, którą nam udostępnił. Po rozpakowaniu panowie zajęli się obiadem. W efekcie ze smakiem zjedliśmy makaron z „sosem” ze śladowymi ilościami dobrze wysmażonej konserwy . Wieczorny spacer w poszukiwaniu jeziora (zmyliła nas nazwa miejscowości) skończył się dłubaniem słonecznika przy pobliskim pomniku. Następnego dnia napięcie wzrosło stu procentowo. Nie dlatego jednak, że przed nami był ostatni dzień jazdy lecz przede wszystkim z faktu, że od rana lało jak z cebra. Tego jeszcze nie było. Pogoda co dziennie nam dopisywała. Wykorzystując minimalne przejaśnienie ruszyliśmy w drogę. Po kilku minutach (z deszczem w tle) rowerzyści byli przemoknięci- dosłownie wszędzie. Znak Kętrzyn na horyzoncie pojawił się szybko. Ostatni konkurs w jeździe na czas, ostatnie wspólne finiszowanie i…. cel został osiągnięty.
     Podczas kolejnych wakacji wyjechałem po raz kolejny na rajd rowerowy z Berlina do Krakowa z wcześniej poznanym klerykiem Bartkiem. W podróż wyruszyłem w połowie sierpnia. Z Nowogardu do Słupska jechałem autobusem, ze Słupska pociągiem do Piły, do Bartka. Dzień po przybyciu pojechałem do Czaplinka aby odwiedzić zaprzyjaźnioną rodzinę Krawieckich. Bardzo miło wspominam dzień spędzony z Natalia, która pokazała mi co ładniejsze miejsca w Czaplinku  oraz to jak zostałem „wyposażony” w broszury dotyczące tego pięknego miasta położonego pośród jezior. Po powrocie do Piły wyruszyliśmy samochodem do Berlina. Pamiętam ten strach przed poznaniem współtowarzyszy podróży którymi była grupa 17 Niemców. Zaraz po przyjeździe i po pozostawieniu rzeczy wyruszyliśmy razem z Dorothe i Sarą zwiedzać miasto. W Berlinie odbywały się wtedy mistrzostwa świata w lekkiej atletyce co sprawiło, że miasto było bardzo gwarne oraz ciasne. Podczas spacerów przez miasto powoli przełamywałem swoja barierę w porozumiewaniu się w języku niemieckim. Dzięki Sarze i Dorothe niemiecki stał się dla mnie bardziej przystępny. Po bardzo długim i wyczerpującym spacerze przez Tiergarten, Alexanderplatz oraz berlińskie City wróciliśmy do miejsca noclegu. Następnego dnia strach przed spotkaniem z reszta grupy paraliżował mnie na każdym kroku. Jednak jak to mówią ”Strach ma wielkie oczy”. Rozmowy z nimi były wspaniałym doświadczeniem. Na początku nie było łatwo, jednak z każda chwilą czułem się coraz lepiej. Całkowicie przełamałem się dopiero 2 lub 3 dnia wyprawy. Wracając do samej podróży, 1 etap naszego rajdu zaczynał się w Berlinie i prowadził do Zossen, gdzie po ciężkim i gorącym dniu mogliśmy wykapać się w miejscowym jeziorze. Podczas 2 etapu najlepszym co mnie spotkało była dobroć płynąca od naszego „szefa” Michaela. Podczas pobytu na basenie mogłem z nim porozmawiać o wielu sprawach różniących nasze kraje (o kulturze, obyczajach itd.). Ten etap kończył się następnego dnia w Dreźnie. Jeśli jakiekolwiek inne miasto na świecie może być porównywane do Gdańska to jest to niewątpliwie Drezno. Miasto urzekło mnie swoją architekturą, zagospodarowaniem terenów miejskich oraz pięknymi parkami nad Łabą. Serdecznie polecam wszystkim czytającym odwiedzenie tego miasta. Kolejny etap prowadził do Grolitz, był to bardzo ciężki etap przebiegający przez Góry Łużyckie. Trasa przebiegała zarówno przez terytorium Niemiec jak i Czech. Liczne podjazdy oraz zjazdy sprawiały, że mogłem poczuć się jak zawodowy kolarz podczas wielkiego wyścigu. Podczas 5 etapu wjechaliśmy na terytorium Polski. Nigdy nie zapomnę przejścia przez most na Nysie Łużyckiej w Zgorzelcu kiedy to wraz z Bartkiem i Dawidem śpiewaliśmy Mazurka Dąbrowskiego. Wtedy to ja mogłem zacząć pomagać moim niemieckim przyjaciołom jako tłumacz. Pierwsza taka okazja przytrafiła się w sklepie tuż za mostem przy granicy. 1 etap w Polsce kończył się w Legnicy, gdzie nocowaliśmy w schronisku młodzieżowym. Kolejny etap przebiegał na trasie z Legnicy do Wrocławia. Był to bardzo ciężki etap ze względu na znaczny ruch na drodze oraz wysoką temperaturę. Po przyjeździe do Wrocławia wybraliśmy się na spacer na stare miasto. Muszę przyznać, że Wrocław zrobił na mnie wrażenie, lecz nie tak duże jak Drezno i Gdańsk. We Wrocławiu spędziliśmy również następny dzień, wtedy to Michael wziął na siebie ciężar oprowadzenia nas po stolicy Dolnego Śląska. Najbardziej ucieszyło mnie podczas tego dnia to, że mieliśmy czas dla siebie. Ja jako samotnik byłem bardzo rad, z tego, że mogłem zwiedzić Wrocław chodząc własnymi ścieżkami. Byłem wtedy na Ostrowie Tumskim oraz na promenadzie staromiejskiej. Kolejnego dnia wyruszyliśmy do Opola. Podczas przejazdu przez malutką Oławę spotkała nas miła niespodzianka. Reporter miejscowej gazety zauważył nas i postanowił przeprowadzić z nami wywiad, który ukazał się w Gazecie Oławskiej. W Opolu mieszkaliśmy w Bursie CKP położonej w bardzo sympatycznej okolicy ramp kolejowych oraz ruin zakładów przemysłowych. Kolejny etap wobec którego miałem obawy prowadził do Katowic. Zgodnie z moimi obawami wjazd do GOP'u był strasznym przeżyciem. Spaliny, ruch pojazdów zniszczone chodniki oraz brak ścieżek rowerowych nie wpływały na pozytywne odebranie tej aglomeracji. W Katowicach dzięki uprzejmości Pani w recepcji w schronisku położonym w samym sercu miasta mogliśmy pozwolić sobie jedynie na króciutki spacer wokół budynku. Kulminacyjnym punktem naszej wyprawy był etap z Katowic do Oświęcimia. Był to punkt kulminacyjny ze względu na historię łączącą naród polski i niemiecki. Michael cały rajd przygotowywał nas to odwiedzenia obozów zagłady w Auschwitz oraz w Birkenau. Były to dla nas wszystkich dni przepełnione przemyśleniami dotyczącymi wydarzeń, które miały miejsce w Oświęcimiu podczas II wojny światowej. Ostatnim etapem naszej wyprawy był etap prowadzący z Oświęcimia do Krakowa. W grodzie nad Wisłą przywitała nas wspaniała ścieżka rowerowa biegnąca wzdłuż rzeki. Na ścieżce tej został rozegrany skromny finisz na zakończenie naszej podróży, w którym to musiałem uznać wygraną Bartka. W Krakowie spędziliśmy nie całe 3 dni. Nocleg mieliśmy zapewniony dzięki Bartkowi oraz Dawidowi w seminarium duchownym. Podczas pobytu w Krakowie mogłem w końcu ocenić na własne oczy czy Kraków naprawdę jest tak pięknym jak uważa go duża część moich znajomych. Jak się pewnie domyślacie Kraków nie zrobił na mnie piorunującego wrażenia. Co więcej,  uważam, że to miasto jest przereklamowane! Miałem dużo czasu, na samotne przechadzki po tym mieście, co jeszcze bardziej utwierdziło mnie w przekonaniu, że Kraków nie jest wart miana najpiękniejszego miasta w Polsce. Ostatniego wieczora naszego pobytu w Krakowie odbyła się wspólna kolacja w celu podsumowania rajdu. Było bardzo wzruszająco a jednocześnie przezabawnie. Z Krakowa do Piły podróżowałem z Bartkiem pociągiem (w którym zostawiłem swoje mp3). Następnego dnia wróciłem do Słupska ponieważ był to już pierwszy tydzień września. 2 tygodnie później znów wróciłem do Piły, by wziąć tam udział w mistrzostwach miasta w kolarstwie. Nieskromnie muszę przyznać, że w jeździe indywidualnej na czas, która jest moją koronną konkurencją zająłem 4miejsce jako jedyny amator pośród kolarzy klubowych! Następnego dnia miałem wystartować w wyścigu ogólnym, lecz z powodu deszczu nie chciałem ryzykować kraksą.  Klasa maturalna obfitowała w wyjazdy do Trójmiasta gdzie spędzałem dużo czasu na Długim Targu. Po maturze rozpoczął się właściwy etap moich podróży po Europie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz