Blog ten stworzyłem by ukazać wszystkim, że marzenia się spełniają. Nawet te najskrytsze. Chciałbym pokazać wszystkim, że chcieć to móc. Wystarczy tylko odrobina dobrych chęci. Na wszystkie podróże zapracowałem sam na magazynie w Anglii


wtorek, 15 lutego 2011

Barcelona dzień 6, cześć 1

Nadszedł ostatni pełny dzień mojego pobytu w Hiszpanii, jako że była wspaniała pogoda postanowiłem wybrać się na Montjuic aby zobaczyć panoramę Barcelony, skąpanej w promieniach sobotniego poranka. W okolice zamku dostałem się metrem oraz autobusem miejskim. Z okazji święta miasta, na zamku odbywała się impreza rodzinna (niewiarygodne tłumy rodziców wraz z dziećmi wspinały się mozolnie w kierunku zamku – twierdzy). Ja postanowiłem podarować sobie atrakcje tego typu, wykonałem kilka (jak uważam) bardzo ładnych fotografii i wróciłem do tego samego autobusu którym tu przyjechałem. Do metra wsiadłem się na Piazza Espanya. Skąd czerwoną linią dojechałem do samego centrum (Piazza Catalunya). Na placu trwało wtedy przedstawienie dzieci ze szkoły podstawowej. Młodzi aktorzy – tancerze byli przebrani w tradycyjne katalońskie stroje. Na estradzie wykonywali oni ciekawie wyglądające układy taneczne. Oglądałem ich kilkanaście minut, znudzony poszedłem w stronę Ramblas gdzie w najlepsze trwała parada. Takiej zatłoczonej Ramblas nie widziałem nigdy. Ciężko było tędy przejść, a co dopiero dostać się do trasy przebiegu kolorowej i głośnej parady. Jako że byłem sam, udało mi się przecisnąć się pomiędzy ludźmi. Parada była niesamowita. Na czele szła orkiestra, za orkiestrą szczudlarze wykonujące karkołomne akrobacje, następnie pojawiły się wszystkie figury biorące udział w ceremonii otwarcia. Prócz nich pojawiły się również postacie około 3 metrowych gołębi, posiadających ludzką sylwetkę, figury hiszpańskich mieszkańców prowincji. Po przejściu parady (co zajęło ok 20minut) spacerowałem Ramblas w kierunku morza. Wszystkie ulice wiodące do Ramblas były zatłoczone równie mocno jak główny deptak miasta. Niekiedy tłum wydawał się tak gęsty, że cudem byłoby przedostać się tam nawet najszczuplejszym osobom. Najwięcej ludzi było na ulicy łączącej Ramblas z placem przed pałacem gubernatora. Chcąc odpocząć od zgiełku postanowiłem wybrać się do portu olimpijskiego. By dostać się w to miejsce miałem do wyboru: przejść blisko 4 km w upale oraz palącym słońcu lub spróbować dostać się do niesamowicie zatłoczonych autobusów miejskich. Niestety okazało się, że nie mam wyboru. Autobusy były strasznie zatłoczone, do tego dziesiątki ludzi kłębiących się na przystankach. Jednak na końcu Passeig de Colom na przystanku nie było zbyt wielu oczekujących na autobus, więc mogłem jakoś dostać się na pokład. Autobusem dojechałem pod sam Port du Olimpic. W porcie postanowiłem odpocząć, zregenerować siły przed nadchodzącym wieczorem o którym opowiem później. W porcie położyłem się na falochronie. Świeciło słońce, przez niebo leniwie przetaczały się od czasu do czasu chmury, orzeźwienie zapewniała morska bryza... to wszystko sprawiło, że bardzo szybko zasnąłem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz