Blog ten stworzyłem by ukazać wszystkim, że marzenia się spełniają. Nawet te najskrytsze. Chciałbym pokazać wszystkim, że chcieć to móc. Wystarczy tylko odrobina dobrych chęci. Na wszystkie podróże zapracowałem sam na magazynie w Anglii


czwartek, 17 lutego 2011

Barcelona dzień 7 Zakończenie hiszpańskiej przygody

Nadszedł ostatni dzień pobytu w Hiszpanii. Obudziłem się wcześnie, około 6 rano. Miałem przed sobą niewiele czasu bowiem samolot do Leeds odlatywał o 13.15 a na lotnisku musiałem być już około 12.00. Bez zbędnych ceregieli pożegnałem się z sympatycznym recepcjonistą hostelu, oddałem klucz i wyruszyłem na pożegnanie Barcelony. Na zewnątrz był bardzo rześko. Podejrzewałem jednak, że bardzo szybko się to zmieni ponieważ na niebie nie było ani jednej chmury, więc postanowiłem dostać się na plażę pieszo. W czasie drogi nad morze ostatni raz przespacerowałem się przez stare miasto. Na plażę dotarłem około 8.30, nie było tu wtedy prawie nikogo (za wyjątkiem mężczyzny leżącego na piasku oraz nielicznych plażowiczów). Pożegnanie z morzem Śródziemnym było bardzo ciężkie. Praktycznie nieruchoma błękitna tafla wody łączyła się na horyzoncie z błękitem bezchmurnego nieba. Atmosferę panującą w tym momencie podkreślała muzyka, której wtedy słuchałem. Chciałem tu zostać, nie wracać do problemów które czekały na mnie w Anglii i w Polsce. Oddałbym wszystko, by cofnąć czas do tamtego momentu. Lecz niestety... ostatnie spojrzenie na morze Śródziemne i dalej w drogę! Postanowiłem po drodze pójść jeszcze na Pluja de Carmel, by wykonać fotografie tego miejsca za dnia. Kolejnym przystankiem była poczta, gdzie nadałem wcześniej wypisane kartki pocztowe. Zaczęło robić się już bardzo ciepło, wręcz gorąco. Nie było to dla mnie wygodne, ponieważ na plecach miałem mój bagaż podręczny. Pieszo szedłem wzdłuż nabrzeża przy którym w rzędach rosły masywne palmy. Na Ramblas powoli pojawiały się tłumy turystów. Ja idąc w stronę Piazza Catalunya oraz Passeig de Gracia (skąd jechał pociąg na lotnisko) postanowiłem rozejrzeć się po sklepach z pamiątkami. Przypadkiem natknąłem się na kantor, w którym moją uwagę zwróciła cena funta brytyjskiego. Na skutek naliczanej marży euro stało się tam droższe od funta! Obrazuje to, jak drogim miastem jest Barcelona zwłaszcza podczas święta miasta. W sklepach z pamiątkami poszukiwałem czegoś oryginalnego i za małą cenę (w portfelu miałem 5euro). Sprzedawcy proponowali mi wachlarze (przeceniali je z 30 euro na 10), jednak ja szukałem czegoś dla siebie. To czego szukałem znalazłem w sklepie z wyrobami tytoniowymi. Postanowiłem bowiem kupić prawdziwe cygara! Zakupiłem 3 sztuki po 1,20 euro/szt. Resztę pieniędzy zostawiłem na pamiątkę. Po dotarciu na Piazza Catalunya smutek robi się co raz większy. Nie chciałem opuszczać tego miasta! Niestety, zdrowy rozsądek zaprowadził mnie na stację kolejową i o 11.30 siedziałem już w super nowoczesnym pociągu jadącym na lotnisko. Dopiero po przybyciu pod terminal A zdałem sobie sprawę z ogromu portu lotniczego Barcelona El Prat. Składa się on z 4 terminali i blisko 70 stanowisk dla samolotów oraz ponad 100 stanowisk odprawy. Odprawa przebiegła bardzo szybko i znalazłem się w kolejce do samolotu. Jako, że na lotnisku wszystko jest jasno i klarownie rozpisane, nie miałem problemu z odnalezieniem bramki lotu do Leeds. Jedynym czego się obawiałem było to, że pomylę terminale (nie wiedziałem na który będę musiał się dostać). Wszystko przebiegło bez najmniejszych problemów, siedziałem już w samolocie. Miałem nadzieję, że dosiądzie się obok mnie ktoś cichy i spokojny. Na moje nieszczęście obok mnie usiadło małżeństwo czarnoskórych z niesamowicie głośnym dzieckiem! Nawet słuchawki nie pomagały. Całą, blisko 3 godzinną drogę powrotną musiałem dzielnie znosić płacz dziecka. Pogoda nad Hiszpanią oraz nad Francją była przepiękna. Chmury były zawieszone jedynie nad linią brzegową Oceanu Atlantyckiego. Linia chmur idealnie pokrywała się z wybrzeżem. Pogoda zmieniła się o 180 gdy wlecieliśmy nad Wyspy Brytyjskie. Tutaj gruba warstwa chmur zakrywała całą powierzchnię. Po wyjściu z samolotu przeżyłem mały szok termiczny, czym prędzej pobiegłem do autobusu jadącego do centrum Leeds, a stamtąd do Wakefield.  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz