Blog ten stworzyłem by ukazać wszystkim, że marzenia się spełniają. Nawet te najskrytsze. Chciałbym pokazać wszystkim, że chcieć to móc. Wystarczy tylko odrobina dobrych chęci. Na wszystkie podróże zapracowałem sam na magazynie w Anglii


czwartek, 3 lutego 2011

Barcelona dzień 4, cześć 2

Swój plan szybko wcieliłem w życie. Do centrum wróciłem tą samą drogą którą tu przybyłem (pieszo do Vallviderry, kolejką górską oraz pociągiem). Po pozostawieniu cenniejszych rzeczy w hostelu ruszyłem na plażę nieopodal Port Olimpic. Zaraz po pozostawieniu rzeczy postanowiłem czym prędzej wejść do wody. Wbrew moim oczekiwaniom woda w morzu Śródziemnym wydaje się tylko odrobinę cieplejsza od tej w naszym polskim Bałtyku. Różnica w poziomie zasolenia jest już znaczna, do tego kolor wody... w przeciwieństwie do Bałtyku, morze Śródziemne jest błękitne oraz czyste. Pływając w morzu Śródziemnym byłem w siódmym niebie. Po około pół godzinnej kąpieli postanowiłem wygrzać się w śródziemnomorskim słońcu. Podczas opalania usłyszałem obok mnie język polski. Okazało się, że obok mnie z kąpieli słonecznej korzystały dwie polki. Jak się później dowiedziałem, były one w Barcelonie tylko na kilka godzin. Po orzeźwiającej kąpieli w morzu oraz na słońcu powróciłem do hostelu aby ponownie się przebrać. Kolejnym punktem dnia był obiad w barze, o którym pisałem już wcześniej. Po smacznym obiedzie (krewetki z sałatką) pojechałem na Rambla del Mar: czyli przesuwany most skracający drogę z Las Ramblas na Moll d'Espanya. Zbliżało się popołudnie. Mecz wielkiej FC Barcelona był co raz bliżej. Bilety na mecz można było odbierać już na 3 godziny przed meczem. Jako że nie miałem zamiaru stać w kolejce, postanowiłem stawić się tam jeszcze przed otwarciem kas. Jednak to co zobaczyłem przeszło moje najśmielsze oczekiwania. Pomimo tego, że do meczu było jeszcze 3,5 godziny w okolicach stadionu był taki tłum, że ciężko było mi się tam odnaleźć. Po odstaniu swojego w kolejce po odbiór biletu ruszyłem szukając mojej bramy wejściowej. Obejście stadionu (moja brama znajdowała się po przeciwnej stronie kas) zajęło mi ok 10 minut. Po dotarciu do bramy nr 50 okazałem bilet i ruszyłem na najwyższe piętro. Gdy wszedłem na koronę stadionu ogrom tej budowli prawie zwalił mnie z nóg. Camp Nou widziany z najwyższej trybuny jest niesamowity. W ciągu 3 godzin stadion szczelnie wypełnili kibice blaugrany. Jeszcze przed rozpoczęciem meczu odbyła się krótka ceremonia wręczenia (kontuzjowanemu wtedy) Leo Messiemu nagrody (nie pamiętam już jakiej) oraz odśpiewania przez cały stadion hymnu klubu. Pierwszy gwizdek arbitra w spotkaniu pomiędzy FC Barcelona a Sportingiem Gijón i cały stadion wydaje się odrywać od powierzchni ziemi niesiony dopingiem 98 TYSIĘCY kibiców. Pierwsza połowa przebiegła dość spokojnie. W przerwie spotkania bardzo się zdziwiłem, ponieważ pewna starsza brytyjka sama zaproponowała, że zrobi mi parę fotografii na tle płyty boiska oraz trybun. W drugiej połowie Barcelona przystąpiła do ataku, co zaowocowało golem strzelonym przez Davida Ville. Cały stadion dosłownie wybuchną okrzykiem radości. Blisko 100 tysięcy ludzi w jednej chwili krzyknęło „gooooool”. Takiego hałasu nie można sobie nawet wyobrazić. Nawet najbardziej emocjonujące mecze Czarnych Słupsk nie wyzwalają takiego dopingu (pomimo tego, że Camp Nou jest obiektem otwartym w przeciwieństwie do Hali Gryfia). Po meczu niezwykłe było to, że cały stadion opustoszał w przeciągu 5minut. Tak jakby 100.000 osób rozpłynęło się gdzieś w powietrzu. Miasto Barcelona jest bardzo dobrze zorganizowane jeśli chodzi o transport publiczny. Po meczu bez problemu trafiłem na stację metra i dostałem się do pociągu (po meczu kursują one co 1minutę). Tego wieczora, po meczu postanowiłem przejść się promenadą nadmorską w poszukiwaniu dobrej imprezy gdzieś przy plaży. Przezornie pozostawiłem wszystkie dokumenty w hostelu i zabrałem jedynie 5euro, klucz do pokoju oraz paszport. Miałem przeczucie, że będzie lepiej, jeśli nie zabiorę ze sobą żadnych cennych przedmiotów. Miałem rację... spacerując promenadą zaczepił mnie pewien ciemnoskóry mężczyzna wraz z kolegą pytając czy nie chcę pójśc na imprezę. Oferowali mi oni kupon rabatowy na alkohol w jednym z pobliskich lokalów. Ja naiwnie sięgnąłem ręką po kuponi nagle w jednej chwili mężczyzna wprawnym ruchem ręki sprawił, że cała zawartośc mojej kieszeni znalazła się na ziemi. Jako że nie było tam nic ciekawego złodzieje uciekli w popłochu. Dzięki tej przygodzie mogę potwierdzić na własnym przykładzie, że Barcelona jest światową stolicą kieszonkowców. Po tym wydarzeniu nie miałem już ochoty na zabawę, więc wróciłem do centrum. Po drodze odwiedziłem ciekawie wyglądającą dzielnicę miasta jaką jest Baladona. Tej części miasta ulice tworzą siec prostokątów, a każda z ulic ma swój wyjątkowy i niepowtarzalny charakter. Najbardziej niezwykłą jest Pluja de Carmel czyli ulica cukierkowa. Jej niezwykłość polega na tym, że na wysokości ok 3 metrów nad jezdnią na całej długości ulicy zawieszono ogromne cukierki (które w rzeczywistości były puste w środku) efekt wizualny był do prawdy wspaniały

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz